Planowana przez rząd 10-procentowa redukcja zatrudnienia w urzędach administracji publicznej zmienia się w farsę. Rząd zamierzał w przyszłym roku zwolnić 10 procent z 400 tysięcy urzędników.Kolejne instytucje się buntują. Gwarancji zatrudnienia chce już 300 tysięcy osób.
Szefowie zbuntowanych instytucji przekonują, że przez redukcję zatrudnienia zawali się państwo. Według _ Dziennika Gazety Prawnej _, pretekst do takiego działania dał minister Michał Boni, który w projekcie założył, że zwolnienia nie dotkną wszystkich w równym stopniu. Z obowiązku redukcji zatrudnienia wykluczył instytucje, które same układają swoje budżety, między innymi kancelarie Sejmu, Senatu i prezydenta oraz kierowników, dyrektorów, audytorów i głównych księgowych.
Gazeta pisze, że w nadsyłanych do projektu uwagach różne instytucje domagają się wyłączenia z obowiązku zwolnień. Szef służby cywilnej chce specjalnej ochrony dla 6 tysięcy urzędników mianowanych, minister finansów żąda wyłączenia ze zwolnień ponad 60 tysięcy pracowników urzędów skarbowych, a minister infrastruktury - inspektorów transportu drogowego.
Według _ Dziennika Gazety Prawnej _, Michał Boni ulega tym żądaniom. Wśród urzędów są też takie, które uznają, że planowana redukcja ich nie dotyczy.
Czytaj w Money.pl | |
---|---|
Wojewodowie zaciskają pasa. Znaleźli 1,8 miliarda Cięcia wydatków dotyczą remontów i zakupów nowego sprzętu. Zwolnień nie będzie. | |
Przybywa urzędników - zarządzanie jak w PRL Przez ostatni rok liczba urzędników wzrosła o 11 procent. W resortach wciąż trwa nabór. |