Cechą charakterystyczną tych budzących kontrowersje umów jest elastyczność. Pracodawca zgłasza się do pracownika tylko w momencie, gdy jest na niego zapotrzebowanie. Nie ma obowiązku gwarantowania mu pracy, a co za tym idzie zarobku, każdego dnia. Pracownik zaś musi pozostawać w gotowości, ale dysponuje też możliwością odmowy wykonania zleconych mu zadań. Tego typu rozwiązanie zostało stworzone głównie z myślą o emerytach czy studentach, dla których praca jest tylko sposobem na dorobienie.
Korzyści z takiej umowy dla pracodawcy są niebagatelne. Nie musi on utrzymywać licznego personelu, gdy w firmie jest mniej pracy. Płaci im tylko wówczas, gdy są mu potrzebni. Z drugiej strony, pracownicy nie mają problemu z pogodzeniem pracy z innymi obowiązkami. Teoretycznie więc, obie strony zyskują na zastosowaniu elastycznych rozwiązań. Jednak rzeczywistość bywa dużo bardziej brutalna. W dobie kryzysu firmy na każdym kroku szukają oszczędności, co uderza bezpośrednio w pracowników. Pracodawcy zaczęli bowiem oferować umowy na ,,0 godzin" także tym, dla których dane zajęcie ma być podstawowym źródłem utrzymania. Osoby będące w takiej sytuacji, mimo formalnego prawa do odmowy, są w praktyce na każde zawołanie szefa.
Zatrudnieni w ten sposób żyją w ciągłej niepewności o kwestie finansowe. Nie mogą przewidzieć, jakiej wysokości wynagrodzenie otrzymają w danym tygodniu. To od pracodawcy zależy czy wezwie ich do pracy i da okazję do zarobienia choćby kilku funtów. Tacy pracownicy nie mogą korzystać też z praw przysługującym osobom zatrudnionych w oparciu o tradycyjną umowę o pracę. Przede wszystkim, nie przysługuje im wynagrodzenie za czas spędzony na zwolnieniu chorobowym. Problemy pojawiają się także w przypadku wzięcia urlopu.
Brytyjski odpowiednik GUS poinformował, że oficjalnie umowę o pracę w wymiarze 0 godzin podpisało już 250 tys. osób. Jednak przeprowadzone przez Chartered Institute of Personnel Development (CIPD) badanie potwierdziło, że rzeczywista liczba jest znacznie wyższa. 19 proc. spośród zapytanych pracodawców potwierdziło, że w swojej działalności wykorzystuje te kontrakty.
Obecnie takie umowy funkcjonują aż w 24 proc. instytucji publicznych, co jest efektem walki z kryzysem i ,,zaciskania pasa" przez rząd. W samej służbie zdrowia można spotkać aż 100 tys. pracowników, zatrudnianych na 0 godzin.
Elastyczne umowy są też niezwykle popularne w branży hotelowej i gastronomicznej. Tak pracuje 90 proc. personelu w restauracjach McDonald's, czyli niemal 82 tys. osób. Rzecznik firmy tłumaczy jednak, że duży odsetek pracowników stanowią studenci i rodzice, którym elastyczność zatrudnienia pomaga pogodzić pracę z innymi obowiązkami.
,,The Guardian" opublikował natomiast zapisy umowy jednego z pracowników innej dużej sieci gastronomicznej Subway. ,,Sandwich Artist", czyli kanapkowy artysta, bo tak brzmi oficjalna nazwa stanowiska, chcąc podjąć pracę musiał się zgodzić na następujący zapis: ,,Firma nie ma obowiązku zapewnić ci pracy. Twoje godziny pracy nie są ustalone z góry. Będziesz o nich powiadamiany co tydzień w rozsądnym czasie przez menedżera restauracji. Firma zastrzega sobie, że od czasu do czasu będzie wymagać, byś pracował w różnych lub wydłużonych godzinach."
Podobne umowy wykorzystuje się także w sprzedaży np. w sieci sklepów sportowych Sports Direct. W badaniu pojawiły się jednak firmy, które zastrzegły, że nie korzystają z nich przy zatrudnianiu personelu. Wśród nich m.in. hipermarkety Tesco czy ADSA.
CIPD szacuje, że umowy ,,zero godzin" posiada obecnie już milion pracujących Brytyjczyków. Zdaniem Vidhya'y Alakeson z think-thanku Resolution Foundation kwestią tą powinien się zająć rząd, gdyż nie jest to już sprawa marginalna, lecz problem ogólnokrajowy.
- Rząd powinien wziąć pod uwagę nie tylko skalę problemu, ale i to, jak kontrakty wpływają na prawa pracownicze, możliwości zarobkowe i samopoczucie ludzi - komentuje ona obecną sytuacje na łamach "The Guardian".
O prawa pracowników walczą także związki zawodowe, które chciałby zakazania tych umów. Uważają że faworyzują one pracodawców, a wiele osób zgadza się na taką formę zatrudnienia, gdyż po prostu nie ma innego wyjścia. Brytyjczycy stoją przed wyborem: taki kontrakt lub bezrobocie.
Oczywiście organizacje pracodawców są zupełnie odmiennego zdania. Argumentują, że rozwiązania o elastycznym zatrudnieniu pozwalają, w szczególności małym i średnim firmom, dostosować się do zmiennej sytuacji na rynku. Tym samym gospodarka unika problemów, z jakimi borykają się kraje południowoeuropejskie.
Rząd Wielkiej Brytanii nie planuje obecnie likwacji umów o pracę w wymiarze 0 godzin, gdyż jego zdaniem, same w sobie nie stanowią problemu. Władze ograniczą się raczej do wprowadzenia reguły zezwalającej tak zatrudnionym osobom na pracę w kilku miejscach jednocześnie.
- Badamy sprawę. We wrześniu ogłosimy, jakie możemy podjąć decyzje - powiedział Sky News minister ds. biznesu Vince Cable.
KK,JK,WP.PL