Trwa ładowanie...
Zaloguj
Praca dla ciebie
Przejdź na

W świat za lepszym jutrem

0
Podziel się:

Od momentu wstąpienia Polski do UE do pracy za granicę wyjechało nawet 2,4 mln rodaków. Co zmieniło się przez dekadę w polskiej emigracji zarobkowej i gdzie dziś można zarobić najwięcej?

W świat za lepszym jutrem
(Salim Virji/CC/Flickr)

Pani Barbara ma 47 lat, jest ekonomistką. Dziesięć lat temu wyjechała do Hamburga, bo stamtąd pochodził jej drugi mąż. Ona jest z Lublina i tam pracowała jako urzędniczka. Po wyjeździe za Odrę imała się różnych prac. Zaczynała sprzątając i opiekując się osobami starszymi.

Nad większością emigrantów z Polski miała jednak tę przewagę, że biegle mówiła po niemiecku. Szybko więc zaczęła rozglądać się za pracą, w której mogła wykorzystać swoje talenty. - Umiem pracować z ludźmi i dobrze organizuję pracę personelu, przestrzegam terminów i zawsze wykonuję zlecone prace starannie - opowiada. Użytek z tych cech zrobiła, prowadząc sklep zoologiczny i odzieżowy. Jeden z hoteli w Hamburgu szukał w tym czasie osoby, która miała odpowiadać za zaopatrzenie i pilnować pracy zespołu utrzymującego czystość na terenie obiektu. Pani Barbara złożyła więc aplikację i po kilku rozmowach z szefostwem dostała pracę.

To było 6 lat temu. Dziś jest jedną z czterech osób zarządzających całym personelem, do tego we współpracy z działem księgowości odpowiada za zakupy. Polaków, którzy u naszych zachodnich sąsiadów zajmują odpowiedzialne stanowiska, jest coraz więcej. Dobrze radzą sobie tam nasi informatycy, inżynierowie i - coraz częściej - lekarze.

Ale polska emigracja zarobkowa w Niemczech ma różne oblicza.

Za chlebem jeżdżą przedstawiciele najróżniejszych sektorów gospodarki - kelnerzy, budowlańcy, pielęgniarki, opiekunowie osób starszych, kierowcy, hydraulicy, spawacze czy rolnicy. W tej grupie są osoby o różnym poziomie kwalifikacji i wiedzy, w różnym wieku i z różnych miejsc kraju. Studenci, bezrobotni, osoby po 50. roku życia. Niektórzy - jak pani Barbara - wyjeżdżają na stałe, ale znakomita większość spędza na zarobkowaniu u naszych zachodnich sąsiadów tylko część roku. Potem wraca do kraju i po kilku tygodniach odpoczynku znów wyjeżdża.

Od momentu wejścia naszego kraju do UE Niemcy, ze względu na bliskość geograficzną, były obok Wielkiej Brytanii jednym z najważniejszych kierunków dla chcących dorobić za granicą. Dziś - jak wynika z danych agencji zatrudnienia Work Service - najwięcej ofert dla Polaków jest w rolnictwie, budownictwie czy produkcji przemysłowej. Na najwyższe pensje mogą liczyć zatrudnieni w przemyśle, np. monter linii produkcyjnej zarobi do 2,4 tys. euro brutto. Porównywalne pensje otrzymają wykwalifikowani pracownicy budowy - zbrojarze, murarze, hydraulicy. Najniższe stawki są natomiast w rolnictwie i sadownictwie. Choć i tam emigranci zarobią około 1,9 tys. euro. Co ciekawe, w przypadku tych ostatnich sektorów pracodawcy wymagają tylko podstawowej znajomości niemieckiego.

Kierunek: na Zachód

Skali emigracji nie da się jednoznacznie określić. Z danych CBOS wynika, że od 2004 r., czyli od akcesji do UE, za chlebem wyjechało około 2,4 mln rodaków. Najwięcej do Niemiec i Wielkiej Brytanii - w ciągu dekady przez te dwa kraje "przewinęło się" dwie trzecie wszystkich emigrantów. Kolejne miejsca na liście emigracyjnych przebojów zajmują: Belgia, Holandia oraz Włochy, Francja i Stany Zjednoczone. Za granicę wyjeżdżamy głównie dla pieniędzy.

Z danych NBP wynika, że w latach 2004-2013 Polacy pracujący w innych krajach przesłali do kraju 41,5 mld euro. Rekordowo obfity w finansowe transfery był 2007 r. Wtedy do kraju popłynął strumień ponad 5,5 mld euro. W 2008 r. było to ponad 5,1 mld euro. Od tego czasu kwoty przysyłane do Polski jednak regularnie maleją. W 2013 r. emigranci przesłali swoim bliskim 4,07 mld euro. Największa część tych pieniędzy - ponad 1,3 mld - pochodziła bezpośrednio zza naszej zachodniej granicy. Zresztą od lat to właśnie z Niemiec przesyłanych jest do Polski najwięcej pieniędzy.

Swoją rodzinę finansowo wspierała także pani Barbara. - Przez lata wysyłałam pieniądze swojej córce i siostrze - mówi. Gdy pani Barbara wyjeżdżała, jej córka była jeszcze studentką. Dziś razem ze swoim narzeczonym także pracuje za granicą - w Wielkiej Brytanii.

Wyspy Brytyjskie - emigracyjny raj utracony?

Wielka Brytania otworzyła swój rynek pracy dla Polaków w 2004 r., tuż po akcesji Polski do UE. Polacy od razu z brytyjskiej oferty skorzystali. Dlatego też w pierwszych latach członkostwa w UE przeżyliśmy prawdziwy exodus. Według różnych danych na Wyspy Brytyjskie przez dekadę mogło wyjechać od 400 tys. do nawet miliona osób. Na początku Polacy imali się prostych zawodów w Anglii i Irlandii, głównie dlatego, że oba te kraje oferowały świetne - w porównaniu z krajowymi - zarobki. Przez dekadę wiele się jednak zmieniło. - W Irlandii szybko dorobiliśmy się własnego mieszkania i stabilnej sytuacji finansowej, ale z czasem trudności gospodarcze tego kraju sprawiły, że przestał on być ziemią obiecaną dla imigrantów zarobkowych - mówi Kinga, która w Irlandii robiła doktorat i pracowała na uczelni w Dublinie. Sama 3 lata temu przeniosła się do Niemiec.

"Zielona wyspa" w latach 2007 i 2008 była źródłem największych transferów finansowych do kraju. W tych latach wysłano stamtąd po około 1 mld euro rocznie. Ale strumień środków z Irlandii wysycha. W ubiegłym roku było to tylko 232 mln euro.

W Anglii charakter emigracji też się zmienia. Polacy często obejmują stanowiska kierownicze średniego szczebla i robią kariery w londyńskim city. Ci, którzy liczą na łatwe pieniądze, muszą wziąć pod uwagę, że nawet w najprostszych pracach konkurencja ze strony innych mniejszości jest ogromna. Duże aglomeracje miejskie ciągle oferują przyzwoite zarobki, o pracę nie jest jednak już tak łatwo jak dekadę temu. Kelner w Londynie zarobi - w przeliczeniu - 2,6 tys. euro plus napiwki. Ale w pubie, restauracji czy barze wymagana jest dobra znajomość angielskiego. Niezmiennie potrzebni są też pracownicy budowlani - oni zarobią około 2,5 tys. euro. Porównywalne wynagrodzenie otrzymają operatorzy CNC czy kierowcy. Ciągle można też dorobić "na zmywaku" i to nieźle, bo około 1,9 tys. euro.

W kraju tulipanów i ojczyźnie hamburgera

Sporą popularnością jeszcze kilka lat temu cieszyła się Holandia. Ten niewielki kraj kusił wyższymi niż niemieckie zarobkami i masą wolnych miejsc pracy. Charakter tamtejszego rynku co prawda się nie zmienił, ale zmalało zapotrzebowanie na pracowników i stawki nieco spadły. W rolnictwie i sadownictwie, np. przy zbieraniu truskawek, czy na plantacjach kwiatów można zarobić około 2 tys. euro. To właśnie do pracy w tym sektorze Polacy wyjeżdżają najczęściej. Mniej zarobią pracownicy w gastronomii - około 1,6 tys. euro.

Tamtejsi pracodawcy poszukują też programistów, zwłaszcza znających języki.NET i Java. Zarobki - ok. 3 tys. euro. Od lat stałym kierunkiem emigracji zarobkowej są też Stany Zjednoczone. Przed laty było to prawdziwe "El Dorado", dziś jednak jest inaczej. Do Stanów Zjednoczonych wyjeżdżają raczej młodzi Polacy nie tylko po to, żeby zarobić, ale przede wszystkim zobaczyć amerykański styl życia z bliska. Stawki amerykańskie nie różnią się od tych niemieckich, brytyjskich, czy holenderskich, a niekiedy są niższe na porównywalnych stanowiskach. Dodatkowo wyjazd za chlebem do Stanów Zjednoczonych jest droższy niż do krajów europejskich i wymaga posiadania wizy. Dlatego do USA jeżdżą dorabiać przede wszystkim studenci mogący połączyć wyjazd z nauką angielskiego albo Polacy mający rodzinę po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego.

W dużych miastach czeka na nich praca np. w gastronomii. Barman w Nowym Jorku zarobi od 8 do 12 dolarów za godzinę, podobnie kelner w Kalifornii (w obu przypadkach dochodzą napiwki). Pracownicy kasyna w stolicy hazardu - Las Vegas - za godzinę otrzymają od 8 do 15 dolarów. Najwyższe stawki natomiast oferowane są opiekunkom do dzieci. Na przykład w Nowym Jorku mogą one zarobić nawet 50 dolarów za godzinę.

Czytaj więcej w Money.pl
Bezrobocie w Niemczech. Są najnowsze dane Bez pracy za naszą zachodnia granicą pozostaje blisko 2,9 mln osób.
Bezrobocie spada, więcej miejsc pracy. Gdzie? Po raz pierwszy od sześciu lat w Hiszpanii wzrosło zatrudnienie.
Polacy nie wracają do kraju, bo boją się o pracę W 2012 roku poza Polską czasowo przebywało 2,13 milionów Polaków.
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)