- W świetle przepisów konstytucji, osoba uzyskująca dochody z pracy, nie może być wyżej opodatkowana niż rentier, który nie pracuje i żyje np. z odziedziczonego kapitału. Tymczasem w Polsce wygląda to tak, że obywatel utrzymujący się z wyłącznie pracy własnych rąk płaci więcej niż ktoś, kto własną pracą nigdy się nie skalał – mówi prof. Adam Mariański, prawnik, doradca podatkowy oraz Przewodniczący Krajowej Rady Doradców Podatkowych.
Zdaniem prof. Mariańskiego opodatkowanie pracy należy obniżyć i wprowadzić tylko jedną, liniową stawkę 17 proc. podatku bez względu na osiągany dochód. Taki system - jego zdaniem - gwarantuje, że podatkami nie są dociążani nadmiernie ani biedni, ani bogaci obywatele.
Podatek liniowy od dochodów za pracę mają m.in Słowacy i wynosi on 19 proc. Ponadto Bułgarzy (10 proc.), Rumuni (16 proc.) i Litwini (15 proc.). We wszystkich tych krajach stawka podatku od pracy i od kapitału jest równa.
Polska jak większość w UE
W Polsce oraz wielu krajach UE praca opodatkowana jest jednak wg skali.
U nas wygląda to tak: dochody roczne do kwoty 85 528 zł objęte są od tego roku stawką 17 proc., natomiast powyżej tej kwoty podatek znacząco rośnie. Sprawa jest przy tym mocno skomplikowana, bo mówimy o dodatkowych 14 539 zł plus 32 proc. od nadwyżki ponad 85 528 zł minus kwota zmniejszająca podatek.
Dla uproszczenia pokażmy jednak hipotetyczną sytuację dwóch osób zarabiających po 100 tys. zł. Jedna na umowie o pracę, druga utrzymująca się z posiadanego kapitału. Tej drugiej po opłaceniu podatku zostanie o ponad 14 tys. zł więcej.
A to za sprawą podatku kapitałowego (popularnie nazywanego też podatkiem Belki), który jest zryczałtowany i wynosi 19 proc. bez względu na wysokość kapitału.
By częściowo zniwelować te różnice, szczególnie w odniesieniu do osób najmniej zarabiających, państwo wprowadza kwoty wolne, które technicznie są niczym innym, jak zerową stawką opodatkowania dla pewnych przedziałów dochodu.
Jednak w przypadku osób najlepiej zarabiających podatki z pracy są dużo wyższe niż podatki od kapitału. Jak zwraca uwagę prof. Mariański, wynika to m.in. z przekonania "rodem z XIX w.", że bogaci nie konsumują swoich wynagrodzeń w takim stopniu jak biedni, zatem nie zasilają też podatkami budżetu państwa, tylko kumulują swoje dochody. Dlatego powinni płacić więcej.
- To tylko tzw. półprawda. Osoby zamożne konsumują częściej dobra luksusowe, co wiąże się też z odprowadzeniem przez nich wyższego VAT-u do kasy państwa oraz danin z ceł i akcyz za te towary. Tymczasem osoby zarabiające najmniej wydają dużą część swoich dochodów, ale głównie na artykuły pierwszej potrzeby, które są obłożone najniższymi stawkami VAT – podaje przykład prof. Mariański.
Regułą podatki progresywne
Zapytaliśmy ekspertów, czy widzą szansę na wprowadzenie liniowego opodatkowania pracy w Polsce? Prof. Paweł Wojciechowski, główny ekonomista Pracodawców RP i były minister finansów, podkreśla, że na świecie regułą są podatki progresywne.
- Progresję dochodową tworzy się albo kwotą wolną, albo skalą podatkową, albo obiema metodami jednocześnie. Najczęściej i taką, i taką metodą, tak jak w Polsce – mówi prof. Wojciechowski. Jego zdaniem argumentacja, że liniowy podatek PIT (czyli taka sama stawka niezależnie od dochodu) jest dobry, nie jest trafna.
Jak podkreśla, w Polsce mamy co prawda dwie stawki: 17 i 32 proc., ale efektywna stawka (właśnie dzięki kwotom wolnym od opodatkowania, z których korzystają głównie najbiedniejsi - red.) jest poniżej 17 proc.
- Jeśliby więc wprowadzić dziś w miejsce obecnego systemu, np. 15 proc. liniową stawkę PIT, to aż 95 proc. podatników płaciłoby wyższy podatek, a tylko 5 proc. osób o najwyższych dochodach skorzystałoby na tej zmianie - ocenia prof. Wojciechowski.
Zdaniem prof. Wojciechowskiego wprowadzenie podatku liniowego od pracy co prawda poprawiłoby ściągalność podatków dochodowych, ale jednocześnie wywołałoby duże efekty dystrybucyjne, które należałoby hamować np. obniżeniem stawek VAT na podstawowe dobra konsumpcyjne.
Prof. Wojciechowski przypomina, że kierunek w większości państw jest dokładnie odwrotny. Zamiast wprowadzać liniowy PIT, zwiększają one skalę dochodową i ujednolicają VAT.
Kapitał nie ucieknie
Z kolei zdaniem Łukasza Komudy, eksperta rynku pracy, wyższe opodatkowanie pracy niż kapitału w kraju, w którym większość obywateli żyje tylko ze swojej pracy, może i powinno być odbierane jako niesprawiedliwe.
Jego zdaniem powinniśmy zadać sobie pytanie, z jakiego powodu kapitał w Polsce jest korzystniej opodatkowany niż praca i z jakiego powodu opodatkowujemy bieżące strumienie dochodów, a rezygnujemy z obłożenia podatkami majątku, który powstał z dochodów z przeszłości?
Przypomina również, że na świecie coraz głośniej mówi się o wyższym opodatkowaniu kapitału.
Jako przykład podaje Stany Zjednoczone, gdzie w prawyborach demokratów pojawił się postulat opodatkowania majątku powyżej 50 mln dolarów 2-proc. podatkiem, a majątku powyżej 1 mld dolarów – 3-proc.
Ekonomiści Camille Landais, Emmanuel Saez i Gabriel Zucman zaproponowali niedawno podatek majątkowy w krajach UE, który pokryłby koszty unijnych rozwiązań antykryzysowych: 1 proc. od majątku powyżej 2 mln euro (objąłby 1 proc. mieszkańców Unii), 2 proc. od majątku powyżej 8 mln euro (0,1 proc. populacji) i 3 proc. od 1 mld euro.
Również w Polsce padają propozycje, by kapitał powyżej kwoty 5 mln zł takim podatkiem obciążyć. Sugeruje to m.in. dr Paweł Bukowski z London School of Economics and Political Science, który zwraca uwagę, że opodatkowanie majątku netto – czyli po odjęciu długów – przekraczającego 1 mln zł objęłoby jedynie 6 proc. dorosłych Polaków, a powyżej 5 mln zł - zaledwie 0,5 proc.
Michał Brzeziński, Katarzyna Sałach i Marcin Wroński oszacowali, że podatek 1 proc. i 1,5 proc. naliczany od majątku przekraczającego wyżej wymienione pułapy przyniósłby wpływy na poziomie 1 proc. PKB, czyli rzędu 20 mld zł.
Na pytanie, czy nie boi się, że zamożni ludzie oraz inwestorzy wyprowadzą wówczas kapitał z Polski, Łukasz Komuda odpowiada, że nie widzi takiego zagrożenia, przynajmniej nie na dużą skalę.
– Bogaci potrafią sprawnie unikać opodatkowania dochodów. Majątek jednak trudniej ukryć przed fiskusem, bo jak zrobić to z nieruchomościami, które stanowią zdecydowaną większość majątku Polaków? - pyta retorycznie.
- Jeśli chodzi o płynny kapitał, to wiele firm w Polsce doświadcza w tej chwili ujemnego oprocentowania. Oprocentowanie lokat średnioterminowych nie pozwala uniknąć inflacji, a mimo to na kontach firmowych tkwi prawie 400 mld zł, bo w warunkach kryzysu przedsiębiorstwa wolą gromadzić zapasy, niż inwestować w swój rozwój - podkreśla Komuda.
- Po tąpnięciu wywołanym pandemią giełda wróciła do indeksów sprzed marca 2020 roku. Wydaje się więc, że mamy aktualnie nadmiar płynnego kapitału na rynku, a nie jego niedobór, jak przed ćwierćwieczem– dodaje ekspert rynku pracy.