W niemieckich szpitalach pracuje blisko 33 tysiące imigrantów, w tym gros Polaków. Pacjenci coraz częściej narzekają na problemy w porozumiewaniu się, a deficyty językowe kolegów po fachu to zmora niemieckich lekarzy. - To zdumiewające, że problemy komunikacyjne między lekarzami a pacjentami, w relacjach tych ostatnich, coraz bardziej zyskują na znaczeniu. Wiele pacjentów czuje się nierozumianymi - opowiada Andrea Staniszewski, która pracę w niemieckim szpitalu zna od podszewki. Niegdyś pielęgniarka, dziś konsultantka w niemieckiej Fundacji Ochrony Pacjentów otrzymuje setki telefonów od rozgoryczonych pacjentów. Jak wiadomo relacja lekarz-pacjent to wyjątkowo specyficzna zależność: dla wielu, w tym także niemieckich pacjentów, lekarz to niemal ,,boski" autorytet, wszystkowiedzący, ba - potrafiący przedłużyć życie.
Tymczasem jak duże musi być rozczarowanie niektórych z nich, kiedy odkrywają, że ich "półbogowe" mówią tylko łamaną niemczyzną? - Oczywiście nie możemy wykluczyć, że są to pacjenci, którzy najzwyczajniej są uprzedzeni do lekarzy obcokrajowców - przyznaje przedstawicielka Fundacji Ochrony Pacjentów. - Ludzie chcą się wygadać, opowiedzieć o tym, co spotyka ich w szpitalach, jak obchodzą się z nimi lekarze, jakich sytuacji się boją - tłumaczy ich niechęć Staniszewski.
Nie czują, czy nie są rozumiani?
Jednak z jej perspektywy zawodowej i kontaktów z rozczarowanymi pacjentami wyłania się obraz pewnego specyficznego łańcucha komunikacyjnego między pacjentem a lekarzem, którego ogniwem pośrednim jest personel niższego szczebla. Konieczność posiłkowania się tłumaczem w niebezpieczny sposób przedłuża postawienie właściwej diagnozy oraz wpływa na jej trafność. - Szczególnie w dziedzinie medycyny wewnętrznej diagnoza stawiana jest na podstawie wywiadu z pacjentem - wyjaśnia Staniszewski - Jak ciężka musi być terapia dla samego lekarza, któremu brakuje fachowego słownictwa?
,,Tu ryzyko, tu podpisać..."
Zdaniem obrońców praw pacjentów z powodu problemów w porozumiewaniu się, niemiecki pacjent ma coraz większe trudności w uzyskaniu wyczerpującej, profesjonalnej informacji na temat schorzenia czy przebiegu terapii. Czy to odosobniony przypadek czy rutyna? - niestety brak jakichkolwiek badań na ten temat. Również obrońcy praw pacjentów w Niemczech nie dysponują takimi danymi. Doktor Georgios Godolias sam jest lekarzem-imigrantem, który przed niemal 40 laty przyjechał z Grecji do Niemiec. Dziś jest szefem Kliniki św. Anny w Herne. Jedna czwarta lekarzy w jego zespole to obcokrajowcy. Podobna sytuacja panuje w innych szpitalach Zagłębia Ruhry. Zdaniem lekarza niemieckie społeczeństwo musi zaakceptować to, że potrzebują obcokrajowców, by utrzymać system opieki medycznej przynajmniej na dotychczasowym poziomie, albo go podnosić. W Niemczech od lat dotkliwie brakuje lekarzy niemal wszystkich specjalizacji.
Polecamy: Praca w męskim modelingu
Jak twierdzi Godolias dziś wszyscy lekarze zatrudniani w szpitalach muszą wykazać się znajomością języka przynajmniej na poziomie podstawowym. Georgios Godolias nie przypomina sobie żadnego przypadku popełnienia błędu lekarskiego z powodu bariery językowej podczas jego pracy na stanowisku szefa kliniki. Mimo tego także on twierdzi, że należy podnieść poziom komunikacji między lekarzem-cudzoziemcem, a niemieckim pacjentem. Dlatego w klinice w Herne regularnie odbywają się kursy językowe. Co ciekawe: skierowane są zarówno do lekarzy, jak i uwaga - do pacjentów, z których nie wszyscy mówią zrozumiałym językiem literackim.
Deficyty językowe to zmora kolegów po fachu
Wprowadzonych w Herne na zasadzie dobrowolności kursów językowych domaga się Związek Zawodowy Lekarzy w Marburgu. Związkowcy chcą pójść o krok dalej i żądają wprowadzenia obowiązkowego, certyfikowanego kursu dla wszystkich zagranicznych lekarzy praktykujących w niemieckich szpitalach. Kurs ma być skoncentrowany na znajomości języka codziennego, jak i słownictwa medycznego. Jak powiedział DW Rudolf Henke, szef związku, jego organizacja zwróciła się pisemnie w tej sprawie do niemieckiego ministerstwa zdrowia, zarówno na szczeblu regionalnym, jak i centralnym. Jak dotychczas, bez żadnej reakcji. Zdaniem Henke problem wymaga pilnej interwencji.
Jak twierdzi Rudolf Henke, brak umiejętności językowych poszczególnych lekarzy odbywa się kosztem kolegów, którzy, by pomóc w procesach diagnostycznych, muszą wejść w rolę mediatora. Z pozoru mała rzecz jest zdaniem przedstawiciela niemieckich lekarzy sporym ciężarem dla innych. Siedemdziesiąt procent ankietowanych lekarzy przyznało, że praca w nadgodzinach i dyżury mają negatywny wpływ na ich zdrowie. W takich warunkach dodatkowe 'zadania koleżeńskie' przyjmowane są coraz bardziej niechętnie. Zdaniem związku spójne standardy językowe ostatecznie doprowadzą do większego zadowolenia wśród pracowników placówek medycznych.
Clara Walther / Agnieszka Rycicka
red.odp.: Elżbieta Stasik