- Jesteśmy lepiej wykształcone od mężczyzn, mamy umiejętności, które idealnie wpisują się w nowoczesny model zarządzania. W zasadzie nie ma powodów, żebyśmy miały mniejsze predyspozycje do obejmowania stanowisk kierowniczych. Naszą słabością jest to, że nie upominamy się o swoje - rozmowa z dr Ewą Lisowską ze Szkoły Głównej Handlowej, jedną z założycielek Międzynarodowego Forum Kobiet.
_ Marta Piątkowska: Z niezależnych od siebie badań od lat wynika, że kobiety zarabiają nawet o jedną trzecią mniej niż mężczyźni na tych samych stanowiskach. Dlaczego nic się nie zmienia? _
Ewa Lisowska: Trochę się jednak zmienia. Dobrym przykładem jest ostatnia inicjatywa pełnomocniczki rządu ds. równego traktowania Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz, która zleciła Najwyższej Izbie Kontroli zbadanie różnic w zarobkach kobiet i mężczyzn zatrudnionych w administracji. To symptom, że coś drgnęło.
_ Ale na wyrównanie pensji na razie się nie przełożyło. Czy za tym pójdą konkretne działania? _
- Dochodzenie do równych płac to złożony proces, na który składają się uwarunkowania statystyczne i kulturowe.
Przyczyny statystyczne to fakt, że mało kobiet awansuje, na rynku pracy wciąż obowiązuje segregacja na zawody kobiece i męskie. Nauczycielkami czy pielęgniarkami zostają głównie panie, a to jedne z najsłabiej opłacanych zawodów.
_ Wystarczy, że kobiety przerzucą się na męskie profesje, i pensje się wyrównają? _
- Tak, choć pamiętajmy, że zmiany w tym zakresie przebiegają powoli. Nawet jeżeli by się tak stało albo jeśli wprowadzimy kwoty do biznesu, to na proces przemiany społecznej będziemy musieli czekać kilka lat.
_ Mówimy o systemie, uwarunkowaniach statystycznych i kulturowych. A co z samymi kobietami? Robimy wszystko, żeby traktowano nas na równi z mężczyznami? _
- Trudno mi znaleźć argumenty za tym, co kobiety robią źle. Jesteśmy lepiej wykształcone od mężczyzn, mamy umiejętności, które idealnie wpisują się w nowoczesny model zarządzania. W zasadzie nie ma powodów, żebyśmy miały mniejsze predyspozycje do obejmowania stanowisk kierowniczych.
Naszą słabością jest to, że nie upominamy się o swoje. Wykonujemy swoje zadania najlepiej, jak potrafimy, licząc na to, że ktoś nas doceni, a to nie zawsze się dzieje.
_ Powołuje się pani na lepsze wykształcenie. Ale co nam po nim, jeżeli przygotowuje nas do wykonywania nisko płatnych zawodów? _
- Generalnie więcej osób decyduje się na studia humanistyczne, bo są łatwiejsze. Dużą szkodliwością było zlikwidowanie matury z matematyki, bo przez to zainteresowanie kierunkami technicznymi i ścisłymi spadło również u mężczyzn. Teraz odrabiamy te straty.
Nie piętnowałabym też osób, które decydują się np. na psychologię i socjologię. Umiejętności tam zdobyte można wykorzystać na większości stanowisk. Problem polega na tym, że nasz rynek pracy jest jeszcze na etapie, kiedy nie dostrzega tkwiącego w nich potencjału.