Trwa ładowanie...
Praca dla ciebie
Przejdź na

"Gdybym mogła cofnąć czas, zdawałabym na kierunek, po którym od razu miałabym fach w rękach". Jak sobie radzą po latach absolwenci etnologii?

0
Podziel się:

Skończyli ten sam kierunek - etnologię na Uniwersytecie Warszawskim. Na rynek pracy wchodzili dziesięć lat temu, kiedy bezrobocie szalało na poziomie 20 proc. Co robią dziś i co o tym zdecydowało?

"Gdybym mogła cofnąć czas, zdawałabym na kierunek, po którym od razu miałabym fach w rękach". Jak sobie radzą po latach absolwenci etnologii?
(Stefan Maszewski/REPORTER)

Aleksandra, 34 lata, menedżer w korporacji

O pracy zaczęłam myśleć w liceum. Była połowa lat 90., a ja chciałam zostać panią od PR-u. To był nowoczesny kierunek, który kojarzył się z zachodnim stylem pracy i prowadzenia biznesu. Moje liceum nie było typowe. Pięć zamiast czterech lat, lekcje po polsku i hiszpańsku. Poszłam na etnologię. Byłam bardzo pewna siebie i nie brałam pod uwagę, że się nie dostanę.

Pierwszy rok i nauka o narzędziach rolniczych i wilczych dołach to było rozczarowanie. Chciałam poznawać inne obyczaje, antropologiczne zawiłości, a wbijano mi budowę sochy. Mimo wszystko brnęłam dalej, bo przybliżało mnie do specjalizacji - antropologii społecznej - czyli w stronę PR-u, o którym nie przestawałam myśleć.

Skończyłam studia, obroniłam magistra i zaczęłam szukać pracy. Był rok 2003. Pracy nie było: bezrobocie 20 proc. Do pierwszej pracy, która okazała się tą ostatnią, ściągnął mnie kolega - to znaczy zaprosił mnie na rozmowę rekrutacyjną. Zaczynałam w biurze obsługi klienta w firmie ubezpieczeniowej. Nie było to ujmą: że skończyłam studia, a wklepuję dane do formatki. Pracowałam ponad trzy lata. Powtarzałam sobie: poczekaj, zobacz, w jakim kierunku się to rozwinie i gdzie zaprowadzi.

Jestem analitykiem, a do tego antropologia nauczyła mnie zwracać uwagę na związek przyczynowo-skutkowy. Lubiłam szperanie, dokopywanie się do rzeczy nieoczywistych, szukanie związków i wyjaśnianie zawiłości. Kiedy u mnie w firmie szukali kogoś do działu wdrożeń nowych produktów, od razu się zgłosiłam. Za awansem poszła podwyżka. Zarabiałam 3 tys. zł na rękę, jedną trzecią więcej niż poprzednio. Przekładałam procedury produktowe na zwykły język tak, by laik mógł wykonać określone zadania według moich instrukcji. Sprawdziłam się, bo po trzech latach znów awansowałam. Pensja wzrosła do 3,7 tys. zł na rękę. Ostatni awans dostałam miesiąc przed urlopem macierzyńskim. Gdy półtora roku temu rozpoczęłam procedurę adopcyjną, szef o tym wiedział. Nie było problemu, kibicował mi. Bardzo to cenię, bo wiem, że kobiety nie często się z tym spotykają.

Porzuciłam marzenia o PR. Nie nazwałabym swojej drogi zawodowej karierą - choć wiem, że nie wszyscy zostają menedżerami. Dla mnie to kolej rzeczy. Od zawsze obowiązki traktowałam poważnie, wykonywałam pracę jak najlepiej i nie bałam się podejmować ryzyka, np. zgłosić do wewnętrznej rekrutacji. Każdy mógł to zrobić, ale nie każdemu się chciało.

Jagoda, 34 lata, tłumacz freelancer

Marzyłam o etnologii. Gdy na egzaminie zabrakło mi dwóch punktów, napisałam odwołanie. W dniu, w którym je pozytywnie rozpatrzono, byłam bardzo zadowolona. Dziś gdybym mogła cofnąć czas, to zdawałabym na kierunek, po którym od razu miałabym fach w rękach, może lingwistykę stosowaną. Zawsze miałam talent do języków. Przed maturą na dobrym poziomie znałam już angielski i francuski. Nauczyłam się hiszpańskiego, pamiętałam podstawy rosyjskiego.

Etnologia to było rozczarowanie. Dla mnie, która interesowała się wszystkim, od plemion afrykańskich po mitologię skandynawską, nauka o pierwszych narzędziach rolniczych Słowian była nudna. Do magistra doszłam z rozpędu, żeby mieć wyższe wykształcenie. Wiedzę ze studiów wykorzystałam w nieznacznym stopniu.

Pracować zaczęłam po licencjacie. Kolega ściągnął mnie do firmy ubezpieczeniowej. Dawali etat i jak na tamte czasy płacili dobrze - niecałe 2 tys. zł na rękę. Wystarczyło, żeby wyprowadzić się z domu i kupić z mężem 40 metrów na kredyt. Pracowałam tam sześć lat, odeszłam miesiąc po powrocie z urlopu macierzyńskiego.

Mąż koleżanki kilka miesięcy wcześniej założył firmę, która zajmowała się m.in. tłumaczeniem filmów. Na macierzyńskim robiłam dla niego drobne zlecenia. Gdy odeszłam z pracy, w pełni się zaangażowałam. To był trudny okres w naszym życiu. Jedna strona medalu to: wyjazdy na festiwale, tłumaczenie ambitnych filmów, praca z domu, wokół ludzie z pasją. Druga strona medalu: u mojego syna zdiagnozowano autyzm, a pensja - ok. 1,5 tys. zł, nie wpływała na konto regularnie. Koszty rehabilitacji syna skoczyły do 3 tys. zł miesięcznie. Zadłużyliśmy się, ale dzięki zajęciom dziś syn chodzi do szkoły integracyjnej i doskonale sobie radzi wśród rówieśników.

Żeby więcej zarabiać, zapisałam się na kurs profesjonalnego tłumaczenia filmów. Prowadząca zaczęła mi dawać drobne zlecenia. Nawiązałam współpracę z branżowym czasopismem, dla którego robię tłumaczenia konferencji. Zdarza się, że kilka dni nic nie zlecają, a potem zarywam dwie noce. Zarabiam ok. 3 tys. zł miesięcznie.

Żałuję, że nie wybrałam studiów związanych z językami. Nie musiałabym się wszystkiego uczyć na własnej skórze, szybciej bym się rozwijała, pewniej dalej zaszła. Patrzę na młodych i zazdroszczę im, że bezwzrokowo piszą na klawiaturze, a obsługa nowych programów do tłumaczeń przychodzi im z łatwością. O wiele szybciej dochodzą do rozwiązań, na które ja wpadłam po dwóch latach.

Michał, 35 lat, sprzedawca

Etnologia była kołem ratunkowym, z którego skorzystałem, gdy nie dostałem się na dzienne prawo i dziennikarstwo. Studia były ciekawe, ale dla hobbystów. Po licencjacie nie przyszło mi do głowy, żeby szukać pracy w zawodzie. Dlaczego? Zbieranie materiałów do pracy po pierwszym stopniu studiów tak mnie zmęczyło, że postanowiłem zawalić rok, żeby mieć więcej czasu na jej napisanie. Mogłem sobie na to pozwolić. Mieszkałem z rodzicami, pieniądze dla siebie zarabiałem już od pierwszego roku studiów.

Byłem promotorem produktów, albo jak ktoś woli "hostessem". Stałem między półkami z zabawkami i namawiałem dorosłych na zakup. Byłem naprawdę dobry. Zarabiałem 15 zł za godzinę, czyli o jedną trzecią więcej niż zwykle wynosiła stawka. Zagadywałem ludzi, żartowałem z matkami, że zabawka robi wszystko, poza pastowaniem podłogi. Pracowałem tak trzy lata. W ostatnich miesiącach jeździłem po Polsce i szkoliłem promotorów. Za jeden dzień szkolenia zarabiałem nawet 500 zł. Być może zostałbym, awansował i włożył garnitur, ale kiedy zwolniono moją szefową, moja kariera też się skończyła. Nie chciało mi się walczyć o tę pracę, choć miałem mocną pozycję. Potem przez lata pracowałem na słuchawkach w firmie ubezpieczeniowej. Zarabiałem 1,8 tys. zł na rękę. Po jakimś czasie awansowałem do działu rozliczeń, ale pensja została. Tak dobrze zorganizowałem sobie pracę, że zaczęto plotkować, że nic nie robię. Nie mogli pojąć, że wykonuję obowiązki w kilka godzin. Odszedłem. Na moje miejsce zatrudnili dwie osoby, bo jedna nie
dawała rady.

Potem imałem się różnych zajęć. Założyłem z kolegami klub, który nie przetrwał roku i zostały długi. Pracowałem jako tester oprogramowania. Kolejna praca - sieciowy sklep zoologiczny. Sprzedawcę zatrudniali na etat i płacili poniżej 2 tys. zł na rękę. Było OK, ale kiedy dowiedziałem się, że w prywatnej sieci sklepów zoologicznych płacą więcej, złożyłem CV. Pracuję tam do dziś.

Mam znajomych, którzy pracują na wysokich stanowiskach i pewnie gdybym chciał, to ktoś by mi pomógł. Tyle że nie widzę się w korporacjach. Sto razy bardziej wolę swoje spokojne życie - mam czas na wszystko i nie przeżywam zbyt wielu stresów.

Utrzymuję siebie i trzy koty. Zarabiam średnią krajową. Stać mnie na większość rzeczy, spłacam też stare długi.

Studia skończyłem na licencjacie. Zawodowo do niczego mi się nie przydały, za to prywatnie znacznie poszerzyły moje horyzonty. Jestem zadowolony z życia i miejsca, w którym jestem. Gdybym mógł, to raczej nic bym nie zmienił.

Komentarz eksperta

Hanna Więcewicz, kierownik ds. zmiany kariery w ManpowerGroup

To, czy zrobimy karierę, zależy od wielu czynników. Istotnym elementem są przekonania na własny temat - jeszcze z dzieciństwa. Negatywne opinie zbyt często mają wpływ na decyzje na rynku pracy. Im wcześniej zacznie się pracować nad ich zmianą, np. poprzez rozwój osobisty, tym korzystniejszy będzie to miało wpływ na karierę.

Bardzo ważna jest wiara w to, że się uda. W osiąganiu celu pomoże determinacja, poczucie odpowiedzialności za wykonywane działania, a także konsekwencja, np. kończenie rozpoczętych studiów, czy też nadawania swojej ścieżce kariery spójnego kształtu poprzez dobór odpowiednich firm.

Osiągnięcie sukcesu w karierze jest dużo prostsze, jeśli zawód powiążemy z pasją. Liczy się lubienie swojej pracy, wykraczanie poza swoje obowiązki, uczestniczenie w dodatkowych projektach, podejmowanie ryzyka, odwaga w podejmowaniu nowych rozwijających wyzwań. Praca to istotny element życia.

W dużej mierze od nas samych zależy, czy w naszej karierze zawodowej dojdziemy tam, gdzie chcemy i czy nasz zawód będziemy wykonywali z przyjemnością. To już jest sukcesem.

Czytaj więcej w Money.pl
Tym studentom rząd nie da pieniędzy Choć rada ministrów decyzję podjęła już trzy tygodnie temu, biuro prasowe rządu cały czas milczało.
Minister pracy odpowiada Cameronowi W niedzielę brytyjski premier David Cameron zasygnalizował, że prawo do zapomogi dla imigrantów na dzieci, które pozostały w kraju ojczystym, będzie jednym z punktów negocjacyjnych Londynu z Brukselą w sprawie nowego statusu członkowskiego W. Brytanii w UE.
Praca w policji. Kto ma szansę na etat? Szansę na pracę w policji mają m.in. osoby posiadające przydatne w tej służbie umiejętności i kwalifikacje, np. ratownicy medyczni i wodni, instruktorzy sportów walki, nurkowania oraz sportów motorowodnych.
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)