|
|
| --- |
| |
Wyjechał do Niemiec mając ponad 50 lat. Po roku pobytu u naszych zachodnich sąsiadów ma stałą pracę i zarabia w przeliczeniu około 10 tys. zł. Twierdzi, że wcale nie jest trudno tyle tam zarobić. Przede wszystkim trzeba chcieć pracować i być sumiennym.
- Opiekunki wolą pracować legalnie
- McDonald's planuje rekrutację 70 tys. pracowników Pan Karol z Wielkopolski z wykształcenia jest inżynierem. Przepracował w swym zawodzie blisko trzydzieści lat. Niestety zakład, w którym był zatrudniony przez ostatnie dwadzieścia lat, niedawno zbankrutował.
Niełatwa decyzja
Zaczął szukać innej pracy w Polsce i za granicą. Na początku ubiegłego roku znalazł ofertę agencji pracy tymczasowej z położonego pod Augsburgiem miasteczka Bobingen, a więc z Bawarii.
- Szukali menedżerów z Polski z dobrą znajomością niemieckiego - mówi pan Karol. - Ja ten język znam, przesłałem papiery, kazali mi przyjechać, obiecując zatrudnienie od 1 maja. Na miejscu okazało się jednak, że żadnej pracy dla menedżerów nie mają. Mieli za to oferty dla pracowników fizycznych. Musiałem taką przyjąć, bo w Polsce już wcześniej zwolniłem się z pracy, a zarabiać trzeba.
Nie była to najłatwiejsza decyzja, przede wszystkim ze względu na wiek, miał wtedy 53 lata. Pierwszego dnia został skierowany do dużej piekarni. Musiał tam pakować kartony z chlebem. Ciężka praca, osiem godzin na pełnych obrotach, taśma z kartonami przesuwała się bowiem bardzo szybko.
Po kilku dniach trafił do fabryki jogurtów firmy Muller. Później jeszcze dwa razy był w piekarni, by ostatecznie po kilku tygodniach pracować wyłącznie ,,w jogurtach". Przy czym ciągle zatrudniony był przez tą agencję pośrednictwa pracy z Bobingen.
Na początku za 7,98 euro za godzinę, taką stawkę zaproponowali mu szefowie agencji. Zakwalifikowany został do trzeciej grupy podatkowej, co oznacza, że podatku dochodowego od tej sumy płacić nie musi. Warto dodać, że jeśli przez pół roku ktoś pracuje w tym samym miejscu, to może od agencji domagać się podwyższenia stawki. Pan Karol tak zrobił, podnieśli mu zarobki do 8,01 euro za godzinę. W miesiącu przekłada się to na około 20 do 30 euro na rękę.
Na początku w fabryce pracował na taśmie. Szybko jednak zaproponowano mu, by obsługiwał maszynę pakującą kartony z jogurtami. Firma Muller ma w Bawarii trzy fabryki. Pan Karol zatrudniony jest w miejscowości Aretsried. To kilkadziesiąt domów i wielkie budynki fabryczne.
W bawarskich firmach koncernu pracuje łącznie około tysiąca osób, natomiast maszyn pakujących jogurty jest zaledwie dwadzieścia. To skomputeryzowane urządzenia, każdą obsługuje jeden pracownik tzw. Machinenfuhrer. Pan Karol jest na przyuczeniu w obsłudze tego urządzenia.
Polacy z dobrą opinią
- Przy maszynie, podobnie jak wcześniej na taśmie, pracuję 170 do 200 godzin w miesiącu - informuje. - To zależy od nadgodzin. Czasem pracuję też w sobotę, co zresztą lubię, całą rodzinę zostawiłem w Polsce i gdy nie mam zajęcia, to po prostu się nudzę.
- Opiekunki wolą pracować legalnie
- McDonald's planuje rekrutację 70 tys. pracowników Nie płaci podatku, ale ma odciągane składki na ubezpieczenia zdrowotne i emerytalno-rentowe. Jak mówi na rękę dostaje 1700 do 2100 euro. Na razie, bowiem na etacie w fabryce spodziewa się więcej.
Tym bardziej, że to szefowie firmy zaproponowali mu, by przeszedł do nich na stałe i obsługiwał skomplikowaną maszynę. Jak do tego doszło? - Po pierwsze znam język - opowiada. - Tymczasem jakieś osiemdziesiąt procent Polaków, z którymi zetknąłem się przez ten rok nie umie słowa po niemiecku. Doszło to tego, że gdy w fabryce pojawia się nowy Polak, to jestem tłumaczem, między nim, a szefami.
Po drugie jak podkreśla, jest sumienny i obowiązkowy. Co wśród Polaków, pracujących w Niemczech nie jest normą. - Zawsze jestem na stanowisku pracy dziesięć minut przed rozpoczęciem pracy - twierdzi. - Po przerwie śniadaniowej też. Tymczasem zawsze któryś z Polaków, którzy ze mną pracują, pyta dlaczego już idę na halę, przecież jeszcze czas. Jak się jednak okazuje Niemcy wolą moje podejście niż tych, którzy biegną do taśmy na ostatnią chwilę.
Mimo to podkreśla, że generalnie Polacy w fabryce mają już wyrobioną opinię dobrych i solidnych pracowników. Choć na stałe pracuje ich tylko trzech. Natomiast wielu, to osoby skierowane przez jego agencję pracy tymczasowej, w której zarejestrowanych jest około czterystu Polaków.
Wracać nie ma do czego
On już wkrótce dołączy do tych zatrudnionych bezpośrednio przez koncern Muller. Wcześniej rozwiązać musi jeden problem prawny. Szkolenie w obsłudze maszyny kończy pod koniec maja. Natomiast kontrakt z agencją ma podpisany do ostatniego dnia kwietnia. Będzie go musiał przedłużyć. Lecz przepisy normują, że może go wypowiedzieć w ciągu dwóch tygodni. Pod koniec szkolenia to wypowiedzenie złoży.
Ile będzie zarabiała na etacie w fabryce? - Jeszcze co do euro nie wiem, nie rozmawialiśmy z szefostwem aż tak szczegółowo - mówi. - Lecz na pewno będzie to około dwa tysiące pięćset euro brutto. Od tego już płacić będę musiał podatek i oczywiście będą odciągane wszystkie składki. Lecz spodziewam się, że i tak na rękę co miesiąc dostanę właśnie około dwóch i pół tysiąca. Dlatego, że ta suma z umowy, to podstawa, a jeszcze dochodzić będą nadgodziny.
Porównując z polskimi zarobkami, to niemal fortuna. Słowem warto było zaryzykować i wyjechać. Dlatego też na pytanie kiedy zamierza wrócić do Polski, pan Karol odpowiada bez wahania.
- Owszem tęsknię za krajem, rodziną, ale nie bardzo tu jest do czego wracać. Zamierzam więc w Bawarii zostać jak najdłużej, najlepiej do emerytury.
Damian Szymczak/JK