Trwa ładowanie...
Zaloguj
Praca dla ciebie
Przejdź na

To już ostatnie podwyżki dla nauczycieli

0
Podziel się:

Sto złotych - o tyle średnio wzrosną nauczycielskie wypłaty od początku roku szkolnego. Czy rząd spełnił obietnicę podniesienia pensji o 50 procent?

To już ostatnie podwyżki dla nauczycieli
(skynesher/iStockphoto)

Na początku pierwszej kadencji rządu PO-PSL premier Donald Tusk obiecał nauczycielom podwyżki co roku: po 10 proc., aż pensje będą o 50 proc. wyższe. I tej obietnicy rząd dotrzymał. Dla niektórych oznacza to ponad tysiąc złotych więcej w miesięcznym budżecie, inni nie zauważają podwyżek w swoich zarobkach. Jak to możliwe? Otóż nie każdy nauczyciel otrzymał podwyżkę w takiej samej wysokości - 50 proc. to po prostu średnia.

Realny wzrost wynagrodzeń zależy głównie od stopnia awansu zawodowego nauczyciela. Najwięcej zyskali stażyści - rządowi chodziło o to, żeby zatamować odpływ młodych ludzi z zawodu i przyciągnąć do niego dobrze wykształconych kandydatów. W 2007 r. początkujący nauczyciel dostawał na rękę niespełna 900 zł. Teraz jego pensja wynosi ok. 1830 zł.

Od czego zależy wysokość pensji

Nauczycielska płaca składa się z części zasadniczej, tzw. pensji minimalnej, której wysokość określa w rozporządzeniu minister edukacji. Nauczyciele dostają także kilkanaście dodatków, niektóre obliczane procentowo, inne stałe. Wysokość jednych określa ustawa Karta nauczyciela, inne ustalają samorządy - każdy według własnego pomysłu i zgodnie z możliwościami budżetowymi. Te dodatki mogą stanowić nawet jedną trzecią miesięcznych zarobków.

Nauczyciele powinni zarabiać tym więcej, im większe mają doświadczenie - takie było założenie reformatorów, kiedy pod koniec lat 90. wprowadzali nową ścieżkę awansu zawodowego. Zgodnie z nią pedagog ma przechodzić kolejno stopnie awansu (są cztery: nauczyciel stażysta, kontraktowy, mianowany i dyplomowany), wykazując się przy tym postępami w pracy i nowymi umiejętnościami. Dziś nawet związki zawodowe krytykują ten system. Dlaczego? Bo już po 10 latach pracy nauczyciel osiąga w zawodzie wszystko, co może i dalej już nic go nie motywuje do wzmożonej pracy. Rząd i samorządy też mają z tym problem: nauczycieli najlepiej zarabiających, czyli mianowanych i dyplomowanych, jest w tej chwili najwięcej. To w oczywisty sposób obciąża budżety.

Po osiągnięciu tytułu nauczyciela dyplomowanego pensja nadal rośnie. To dzięki dodatkowi "za wysługę lat": 1 proc. za każdy przepracowany rok. Dostaje się go już po czterech latach w zawodzie, ale nie może on przekroczyć 20 proc. pensji zasadniczej.

Kolejny większy dodatek to tzw. wiejski - do 10 proc. za pracę w miejscowości z mniej niż 5 tys. mieszkańcami. Sprawia on, że nauczycielom na wsi lepiej się powodzi finansowo niż tym w miastach, gdzie dziś trudniej się utrzymać (o ile oczywiście ci na wsi mają pracę oraz mogą skompletować godziny zajęć na cały etat, z czym na wsi i w małych miastach z kolei coraz trudniej).

Jest również dodatek za wychowawstwo, dodatek mieszkaniowy, tzw. trzynasta pensja czy "wczasy pod gruszą".

Nauczycielskie pensje różnicuje też dodatek motywacyjny. To właśnie miejsce popisu dla samorządów: bogatsze oferują aktywnym nawet po kilkaset złotych miesięcznie, uboższe dają symboliczne 30 zł.

Ile kto dostanie

We wrześniu rząd przyzna kolejną podwyżkę - niestety jedynie 3,8 proc. W dodatku to już ostatni rok nauczycielskich podwyżek - premier już to zapowiedział. Do tego zaczynają się rozmowy o Karcie nauczyciela, które mogą zmienić strukturę płacy. Starają się o to samorządowcy, bo szukają oszczędności w sektorze oświaty.

Na razie jednak obowiązuje dotychczasowy system płac. Wynika z niego, że pensja zasadnicza nauczycieli od września będzie na takim poziomie: dla nauczyciela stażysty - 2265 zł (83 zł więcej od stawki aktualnie obowiązującej), dla kontraktowego - 2331 zł (85 zł więcej), dla mianowanego - 2647 zł (97 zł więcej), a dla dyplomowanego - 3109 zł (114 zł więcej od stawki aktualnie obowiązującej). To minimalne stawki brutto wynagrodzenia zasadniczego zarządzone przez MEN. Do tego dolicza się wszystkie dodatki.

Średnie wynagrodzenie nauczycieli po podwyżkach od września, również zarządzone przez MEN, wyniesie brutto: dla nauczyciela stażysty - 2 717, 59 zł, kontraktowego - 3016,52 zł, mianowanego - 3913,33 zł, dyplomowanego - 5000,37 zł.

Oceniając te kwoty trzeba pamiętać, że podawane przez MEN stawki to średnia nie tyle prawdziwych nauczycielskich dochodów, ile potencjalnych: wlicza się w nie m.in. uśrednione nadgodziny (choć jedni je mają, a inni nie), uśrednione dodatki motywacyjne (choć są w różnych wysokościach) albo ewentualne należności emerytalne.

Ile wynoszą realne kwoty podwyżek? To wylicza każdy samorząd według własnych stawek. Przykładowo w małej gminie Łapy (Podlaskie) nauczyciele powinni dostać co miesiąc więcej (brutto): stażysta - 93 zł, kontraktowy - 110 zł, mianowany 141 zł, dyplomowany - 183 zł.

Co się może zmienić?

Przykład Łap jest istotny jednak z innej przyczyny - tam bowiem widać najdobitniej konflikt pomiędzy rządem a samorządami w sprawie oświaty. Burmistrz Łap Wiktor Brzosko wyliczył, że podwyżki będą go kosztowały ok. 30 tys. zł miesięcznie i uznał, że nie znajdzie w budżecie tych pieniędzy. W liście wysłanym do każdego z zatrudnianych 300 nauczycieli poprosił więc, żeby odstąpili od podwyżek w tym roku. Obiecał, że wypłaci je w pierwszym kwartale 2013 r. Choć według ZNP i MEN to bezprawie, burmistrz obstaje przy swoim. Na pytanie, czy nie boi się pozwów sądowych, odpowiada: - Ja tylko uprzejmie nauczycieli proszę.

Czy nauczyciele w Łapach zgodzą się pójść na rękę burmistrzowi własnym kosztem, czy mu odmówią? Jeszcze nie wiemy. Ale już mają problemy z zatrudnieniem, ledwie zbierają godziny na pełen etat. Jednak list burmistrza małych Łap wskazuje, jak bardzo samorządy są zdeterminowane, żeby w oświacie szukać oszczędności.

Samorządowcy szukają pomysłów, jak nie łamiąc prawa, oszczędzić na nauczycielach i dorzucić im pracy. Częstym sposobem jest przekazywanie szkół stowarzyszeniom, których Karta przy zatrudnianiu nie obowiązuje. Stowarzyszeniowe szkoły płacą nauczycielom mniej niż publiczne, a wymagają od nich więcej. Zdarza się nawet, że zatrudniają na umowie rocznej, a po jej wygaśnięciu w lipcu nauczyciel ma wolne, ale już bezpłatne. Na przykład matematyczka w Radomiu po 20 latach pracy zarabia w szkole społecznej 1700 zł, a w wakacje pozostaje bez dochodów.

Samorządy narzekają, że pieniędzy, które dostają z budżetu centralnego, nie wystarcza nawet na wszystkie nauczycielskie pensje. A co dopiero mówić o dodatkowych zajęciach z uczniami, sprzątaniu, prowadzeniu księgowości, remontach czy utrzymaniu boisk. Tym bardziej że uczniów w ciągu ostatnich pięciu lat ubyło prawie o milion, a nauczycieli na razie nie, mimo dużych zwolnień (wg wstępnych wyliczeń MEN pracę straci aż 7,5 tys. nauczycieli).

Samorządy chętnie dołożyłyby pedagogom pracy i zmniejszyły pensje. Te pomysły blokuje jednak Karta nauczyciela i wytyczne, które określają, że na pełen etat nauczyciela wystarczy 18 lekcji w tygodniu, plus dwie godziny na zajęcia dodatkowe z uczniami szczególnie zdolnymi albo wyrównawcze (w liceum - jedna). Resztę z 40-godzinnego tygodnia pracy nauczyciel może poświęcić na przygotowanie lekcji czy dokształcanie. I nikt go przy tym nie musi kontrolować.

Trwają już negocjacje z rządem o tym, jak zmienić Kartę nauczyciela. Jak to wpłynie na system pracy, na razie nie wiadomo. Ale już odbyły się pierwsze rozmowy w sprawie nauczycielskich płac.

Wynika z nich, że niektóre dodatki mogą zniknąć, np. dodatek wiejski. Za to wzrośnie znaczenie innych - mowa o dodatku motywacyjnym. Ten dzisiaj ograniczają samorządy jak się da, w ramach oszczędności. Ale przy tym postulują ciągle, żeby im było wolno premiować dobrych nauczycieli, a mniej płacić tym, którzy sobie gorzej radzą. Rządowi też zależy na tym, żeby wysokość nauczycielskiej pensji zależała od tego, jak pedagog radzi sobie w szkole i czy zdobywa nowe umiejętności, a nie tylko od wysługi lat. Negocjacje zmierzają więc w takim kierunku, żeby zwiększyć udział premii motywacyjnej w nauczycielskiej pensji.

Finał negocjacji w sprawie Karty minister edukacji Krystyna Szumilas zapowiada na koniec tego roku.

praca
wiadomości
czołówki
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)