Trwa ładowanie...
Zaloguj
Praca dla ciebie
Przejdź na

Druga twarz śmieciówek

0
Podziel się:

W dyskusji o umowach cywilnoprawnych za dużo jest emocji, a za mało argumentów opartych o rzetelne dane - mówią eksperci. Czy faktycznie ta forma zatrudnienia spycha ludzi na margines?

Druga twarz śmieciówek
(Otnaydur/Dreamstime.com)

Rafał, 29-letni specjalista ds. marketingu z Warszawy jest jednym spośród 1,35 mln Polaków pracujących jedynie w oparciu o umowę cywilnoprawną. - Pierwsze zlecenie podpisałem na studiach. Zaczynałem na infolinii. Potem miałem coraz poważniejsze zajęcia, ale forma umowy się nie zmieniała. W końcu przestałem pytać o etat, tym bardziej że na co dzień nie odczuwam, że w rozumieniu prawa nie jestem pełnoprawnym pracownikiem - opowiada.

Być może Rafał nie czuje się pokrzywdzony, bo warunki, na jakich zgadza się pracować, twardo negocjuje już podczas rozmów o pracę. Nieformalnie umówił się na 26 dni płatnego urlopu, niewykorzystany czas przechodzi na kolejny rok. - Ponieważ opłacam składkę chorobową, mogę iść na zwolnienie lekarskie. Cały czas na moje konto w ZUS spływają środki, które zapewnią mi emeryturę. Mam taki sam jak etatowcy dostęp do szkoleń, służbowego sprzętu i zabezpieczenia socjalnego, w tym prywatnej opieki medycznej i karnetów na siłownię. To, co nas różni, to dzień wypłaty. Ja swoją dostaję w połowie następnego miesiąca, a koledzy pod koniec bieżącego. Mam również zapisany okres wypowiedzenia, który trwa miesiąc. To o połowę dłużej, niż by mi przysługiwało, gdybym miał umowę na czas określony - wylicza Rafał.

W ubiegłe święta Bożego Narodzenia oświadczył się, planuje ślub, kupno mieszkania, chce mieć dzieci. - Zarabiam ponad 7 tys. zł na rękę, narzeczona ma etat. Nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy robić takich planów - podsumowuje.

Umowy cywilnoprawne - za i przeciw

Rafał nazywa siebie szczęśliwcem, chociaż gdyby jego sytuację interpretowali przeciwnicy pracy na umowach cywilnoprawnych, jego przyszłość nie jawiłaby się tak różowo. W pierwszej kolejności dowiedziałby się, że nie podlega pod Kodeks pracy, więc jeśli szef pewnego dnia nie wypłaci mu pensji, czeka go długa przeprawa w sądzie cywilnym, a tak mógłby się poskarżyć np. do Państwowej Inspekcji Pracy albo pójść do sądu pracy.

Gdyby uległ wypadkowi przy pracy lub w drodze do firmy, to nie przysługuje mu odszkodowanie. Można go też zwolnić bez problemu, nie nabija lat do stażu pracy, a jak będzie chciał wziąć kredyt na mieszkanie, to banki będą kręcić nosem.

- Sytuacja nie jest jednoznaczna i część osób widzi więcej plusów niż minusów nieposiadania etatu - tłumaczy Dominik Owczarek, analityk w Instytucie Spraw Publicznych. - W rozmowach często słyszę, że np. umowa o dzieło jest komuś bardziej na rękę, bo może w ten sposób więcej zarobić, a nie zamierza z daną firmą wiązać się na dłużej. Poza tym nasz rynek pracy coraz bardziej się uelastycznia. Częściej pracujemy projektowo, przybywa freelancerów, którzy po latach na zleceniu czy dziele decydują się na założenie własnej firmy - przekonuje Owczarek.

Najsłabszym elementem w dyskusji o umowach cywilnych jest brak danych. Do niedawna dysponowaliśmy jedynie szacunkami dotyczącymi tego, ile osób pracuje na ich podstawie. Nawet resort pracy nie znał ich skali. W końcu, na początku 2014 roku doczekaliśmy się oficjalnych danych GUS. Statystycy policzyli, że w 2012 roku umowy-zlecenia i o dzieło były jedynym źródłem utrzymania dla 1,35 mln osób. To 13 proc. wszystkich pracujących. Wciąż jednak nie wiadomo, ile zarabiali, jakie zajmowali stanowiska, w jakim byli wieku, ile wśród nich było kobiet i mężczyzn, w których branżach umowy cywilne są najpopularniejsze. I najważniejsze - ile spośród tych osób wolałoby mieć etat, a ile jest zadowolonych z obecnej sytuacji.

- Negatywna łatka, która przylgnęła do tej formy współpracy, jest krzywdząca. To smutne, że ich negatywny odbiór utrwalił się w świadomości społecznej - komentuje dr Wiktor Wojciechowski, ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej. - Jednak zawieranie umów zlecenia na małe kwoty tylko po to, aby kolejne umowy nie były oskładkowane, jest ewidentnym nadużyciem. Pomysł rządu z oskładkowaniem do kwoty pensji minimalnej umów-zlecenia ma szansę ograniczyć tę patologię - dodaje.

Wojciechowski zwraca uwagę, że na popularność umów cywilnoprawnych zapracowaliśmy sobie sami. - W ciągu kilkunastu lat przeżyliśmy dwa duże kryzysy gospodarcze, a jedyne, czym dysponowali przedsiębiorcy, to przestarzały Kodeks pracy. Zaczęli korzystać z elastycznych form zatrudnienia, które pozwoliły im przeprowadzić firmy przez trudne czasy. Być może, gdyby elastyczne rozliczanie czasu pracy przez 12 miesięcy zostało wprowadzone wcześniej, ich skala byłaby mniejsza - punktuje ekonomista. I dodaje. - W Irlandii czy Wielkiej Brytanii, gdzie Kodeks pracy jest bardziej liberalny niż u nas, większość umów o pracę na czas określony jest szybko przekształcana w stałe kontrakty. Z kolei w Hiszpanii, Portugalii czy w Polsce, gdzie Kodeks pracy jest dla pracodawców sztywnym gorsetem, ten odsetek jest znacznie niższy.

Nieco łatwiej o kredyt?

Na wzrost liczby pracujących jedynie w oparciu o umowy cywilnoprawne obojętny nie pozostał również rynek. Jeszcze 10 lat temu kupienie lodówki na raty czy telefonu na abonament graniczyło z cudem. Dzisiaj są w zasięgu ręki, chociaż trzeba zebrać nieco więcej dokumentów, niż gdyby pracowało się na etacie (np. przedstawić trzy ostatnie regularnie opłacone rachunki).

Z kredytem mieszkaniowym jest gorzej, chociaż gdy partner bądź partnerka mają umowę o pracę, procedura znacznie przyspiesza.

- Takie podejście banków wynika często z ich wygodnictwa, a nie ekonomicznych przesłanek. Biorąc kredyt na 30 lat, nawet osoba zatrudniona na stałe nie jest w stanie zagwarantować, że przez cały czas utrzyma pracę - mówi Wojciechowski.

A co z pracownikami? Z "Pol skiego Barometru Pracowniczego" przeprowadzonego przez TNS Polska i portal społecznościowy NK wynika, że rodzaj umowy nie ma większego wpływu na nasze poczucie bezpieczeństwa zatrudnienia.

W maju 2013 r., kiedy psychicznie byliśmy jeszcze pod silnym wpływem spowolnienia gospodarczego, aż 36 proc. osób pracujących na etacie na czas nieokreślony bało się zwolnienia. Pod podobną presją żyło 41 proc. zatrudnionych na zleceniu bądź dziele. Najbardziej zagrożone czuły się osoby z umowami na czas określony - aż 49 proc. z nich nie było pewnych, czy utrzymają etat przez najbliższy rok.

Dominik Owczarek tłumaczy: - Na przestrzeni ostatnich lat zdążyliśmy poznać ten rodzaj zatrudnienia zarówno od złej, jak i dobrej strony. Nasze opinie oparte są coraz częściej na praktyce, a nie ostrzeżeniach czy zapewnieniach ekspertów. Być może części Polaków nie jest źle na umowach cywilnoprawnych. Na razie, bez konkretnych badań w tym zakresie, możemy tylko zgadywać, jak jest naprawdę. Bez konkretnych danych cała polityka rządu, akcje związkowców czy uspokajający głos pracodawców z punktu widzenia poprawiania sytuacji na rynku pracy są niewiele warte.

Jakie są główne umowy cywilnoprawne?

_ Umowa o dzieło _

To tzw. umowa rezultatu, czyli podpisywana w konkretnym celu, np. stworzenia bazy danych czy napisania tekstu. Taka umowa nie daje prawa do ubezpieczenia społecznego. To znaczy, że nie są od niej odprowadzane składki. Opłaca się od niej jedynie zaliczkę na podatek, dzięki czemu w kieszeni osoby wykonującej dzieło zostaje więcej pieniędzy. Ale osoby wykonujące swoje obowiązki tylko na podstawie takiej umowy nie odkładają na emeryturę, nie mają prawa do opieki zdrowotnej, zwolnienia lekarskiego, zasiłku chorobowego czy zasiłku dla bezrobotnych. Można ją podpisać tylko w odniesieniu do określonego rodzaju pracy. Nie można jej zawrzeć, jeśli praca ma charakter ciągły i jest wykonywana pod nadzorem przełożonego.

_ Umowa-zlecenie _

Mogą ją podpisać osoby wykonujące pracę ciągłą, ale tylko jeśli różni się ona od pracy w ujęciu kodeksowym (art. 22 Kodeksu pracy). Za taką uważa się pracę wykonywaną na rzecz pracodawcy, pod jego kierownictwem, w miejscu i czasie wybranym przez pracodawcę. Zleceniobiorca powinien więc mieć np. nienormowany czas pracy, albo możliwość pracy z domu.

Umowa-zlecenie w zakresie oskładkowania nie różni się od etatu. Jeśli jest jedyną umową, firma musi je pracownikowi opłacać. To daje opiekę medyczną czy emeryturę na zasadach jak na etacie. Zleceniobiorca może też mieć prawo do zasiłku dla bezrobotnych. Kobiety mają prawo do zasiłku macierzyńskiego, jeśli opłacają dobrowolnie składki chorobowe. Zleceniobiorców nie dotyczy Kodeks pracy. Nie mają więc prawa do urlopu.

praca
wiadomości
czołówki
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)