Dojrzały pracownik jest za drogi, więc firma chętnie wymieni go na młodszy, chociaż dużo gorszy model.
Grzechem głównym młodych pracowników jest arogancja. 92 proc. urodzonych po 1981 roku uważa, że firma ma szczęście, zatrudniając właśnie ich. Zaś trzech na czterech nie wątpi, że szef mógłby się od nich sporo nauczyć. Tak przynajmniej wynika z międzynarodowych badań nad pokoleniem Y ,,No Collar Workers", przeprowadzonych na zlecenie MTV. Ale lista rzeczy, którymi dwudziestoparolatkowie wkurzają swoich szefów, jest bardzo długa: wygórowane żądania płacowe, niefrasobliwość, bałaganiarstwo, lenistwo, spóźnianie się, nielojalność... Do tego dochodzi brak podstawowych umiejętności językowych, takich jak znajomość gramatyki, ortografii czy poprawne pisanie, na co skarży się aż 70 proc. specjalistów ds. zasobów ludzkich, ankietowanych na zlecenie organizacji Partnership for 21st Century Skills. Zdaniem HR-owców, młodzi nie radzą sobie z pisaniem listów, raportów, notatek służbowych. Kolejne zastrzeżenie to brak kwalifikacji zawodowych - wyniesiona ze studiów teoria nijak się ma do biznesowej praktyki.
Polecamy: Zwolnić pracownika? Tanie jak barszcz
- Te wszystkie słabości, grzechy i wady tracą często na znaczeniu wobec kwestii finansowych - przyznaje dr Marek Suchar, prezes IPK. - Młodzi pracownicy - wbrew swoim oczekiwaniom - zarabiają stosunkowo mało, przez co często zajmują miejsca osób w średnim wieku i tuż przed emeryturą.
Młodych ludzi zatrudnia się najczęściej za pośrednictwem agencji pracy, bez praktyki i kwalifikacji. Przez lata mają tzw. umowy śmieciowe, które nie zabezpieczają ich od strony socjalnej. Nawet nikt nie myśli dawać im etatów.
Presja na starych
Czy czterdziesto- i pięćdziesięciolatkowie są zwalniani? Niekoniecznie. Często wywiera się na nich presję, by sami złożyli wypowiedzenie. W ten sposób firmy nie muszą płacić odpraw, a też omija je wrzawa związana z ogłoszeniem redukcji etatów (nic tak nie psuje przedsiębiorstwu opinii na rynku, jak informacja, że tnie zatrudniane). Doświadczone osoby są często upokarzane. Pracodawcy proponują im np. drastyczne obniżenie pensji lub przejście na stanowiska, do których wystarczyliby początkujący. Dowodem praktyki stosowane przez pewną dużą ogólnopolską korporację, a opisane przez pracowników na poznańskim forum ,,Blogo Stan": ,,Po 34 latach pracy wymuszono na mnie wymówienie" - wyznaje kobieta o nicku ,,Iza". ,,Miałam iść >>na słuchawki<< do obsługi klienta. Dobrze, że jestem silna psychicznie, inni się załamują".
Zamienianie starszych, droższych pracowników młodymi dotyczy nawet wyższych szczebli zarządzania, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę uposażenia tych zasłużonych menedżerów. Wynagrodzenia kadry kierowniczej rzeczywiście rosną wraz z wiekiem, ale do czasu. Potem ludzie ci zarabiają coraz mniej, co nierzadko oznacza, że zostali zwolnieni i znaleźli posady na gorszych warunkach. Na to zjawisko zwraca uwagę m.in. raport międzynarodowej firmy doradczej Kienbaum i Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej, opracowany na podstawie badań w ponad 60 dużych firmach z kapitałem polskim i zagranicznym. Największy skok pensji następuje po osiągnięciu trzydziestki - przez pięć lat po jej przekroczeniu specjalistom rocznie przybywa w portfelu średnio 20 tys. zł, a menedżerom ponad 43 tys. zł. Potem zarobki nadal rosną, ale już bardziej umiarkowanie.
Kasa ważniejsza od CV
- Menedżerowie koło 50. roku życia zarabiają najwięcej, więc firmy często wolą zastąpić ich młodszymi, ze świeżym spojrzeniem, a przede wszystkim tańszymi -- mówi Mariola Kaźmierczak, konsultant w Kienbaumie.
Dodaje, że np. w branży farmaceutycznej, technologicznej i FMCG nie brakuje menedżerów, którzy skończyli 55 lat i miesiącami nie mogą znaleźć posady pomimo bogatego CV. Taka osoba zgodzi się na wynagrodzenie będące cząstką poprzedniej pensji. Byle móc powrócić na rynek pracy.
MK,JK,WP.PL