Niemiecka minister pracy i spraw socjalnych Ursula von der Leyen (CDU)
zdaje sobie jak najbardziej sprawę z fatalnych warunków, na jakich i w jakich pracują całe rzesze polskich i rumuńskich rzeźników zatrudnionych na podstawie umowy o dzieło.
"To bezwstydne"
- Sytuacja w części zakładów przetwórstwa mięsnego jest zatrważająca - potwierdza minister pracy dodając, że w pełni rozumie, kiedy uczciwi pracodawcy nie chcą dłużej przyglądać się temu, gdy czarne owce tej branży systematycznie łamią niemieckie prawo pracy. Przez to jednocześnie napędzają w dół spiralę cen mięsa, zatrudniając zagranicznych pracowników na podstawie umów o dzieło, płacąc im grosze i każąc im mieszkać w uwłaczających godności człowieka warunkach.
Także kanclerz Angeli Merkel (CDU) temat ten nie jest obcy: "Ledwo co wprowadziliśmy ustawową płacę minimalną dla pracowników najemnych, a teraz niektórzy próbują obchodzić regulację zatrudniając na podstawie umów o dzieło", powiedziała na wiecu wyborczym w Cloppenburgu. "To bezwstydne".
"Wyzysk szybko się skończy"
Cała sprawa ma szeroki zasięg, bo chodzi o dziesiątki tysięcy pracowników. Według danych związku zawodowego przemysłu spożywczego, gastronomii i hotelarstwa NGG, zagraniczni robotnicy w rzeźniach w RFN pracują za stawki godzinowe od 5 do 10 euro. Nie podlegają oni przy tym niemieckim przepisom prawa pracy i płacom wedle układów zbiorowych, ponieważ nie są zatrudniani przez rzeźnię, w której pracują, tylko przez podwykonawców mających siedziby za granicą. Ten niby-pracodawca zawarł z rzeźniami, czyli zleceniodawcą, umowę o "dzieło" - ubój zwierząt i ćwiartowanie mięsa. Rzeźnie te mieszczą się najczęściej w Dolnej Saksonii i Nadrenii Północnej-Westfalii.
Ten model "dzieł" wykonywanych za grosze już od lat funkcjonuje tak sprawnie, że firmy branży mięsnej z Francji i Belgii zarzucają Niemcom "socjalny dumping".
Równa płaca dla wszystkich
Wygląda jednak na to, że procederowi temu już wkrótce kres położy nowa regulacja, która ma wejść w życie w RFN z początkiem nadchodzącego roku. Minister von der Leyen zapowiedziała, że w branży przetwórstwa mięsa wprowadzone mają zostać także ustawowe płace minimalne, obowiązujące już innych gałęziach gospodarki. Branża rzeźnicza ma podlegać także ustawie o robotnikach oddelegowanych, czyli ustawowo gwarantowane płace mają obowiązywać nie tylko etatowych pracowników rzeźni (stanowią oni 20 - 30 proc. całego stanu załogi), lecz także znacznie gorzej jak dotąd opłacanych pracowników z umowami o dzieło. Czyli pracodawcy zostaną zobowiązani do płacenia ustawowych płac minimalnych.
Pracodawca odpowiedzialny za warunki socjalne
Regulację taką popierają potentaci z tej branży, jak Vion, Wiesenhof, Westfleisch czy Danish Crown, podobnie jak związek zawodowy NGG i Federalne Zrzeszenie Pracodawców (BDA). - Szanse, że regulacja ta dojdzie do skutku są tak dobre, jak nigdy dotąd - zaznacza Valerie Holsboer, prezeska zrzeszenia pracodawców branży spożywczej i gastronomicznej.
Nie doszło niestety do zawarcia porozumienia w sierpniu br., ponieważ branża mięsna nie ma żadnego organu, który negocjować mógłby warunki umowy zbiorowej dla całych Niemiec. - Nie mamy się do kogo zwrócić - ubolewa rzeczniczka związku NGG. Cała sprawa ruszyła jednak ostro z miejsca pod naciskiem opinii publicznej i na skutek grożącego uszczerbku na wizerunku całej branży.
Minister von der Leyen chciałaby, żeby umowa zbiorowa określająca minimalne zarobki, wyznaczała także standardy socjalne przysługujące pracownikom z zagranicy, jak na przykład zakwaterowanie. - Od razu zmieniłyby się absolutnie niedopuszczalne warunki - ma nadzieję niemiecka minister pracy.
Ustawowe płace minimalne obowiązują już w Niemczech m.in. w branży budowlanej, górniczej, pielęgnacyjnej i w sektorze pracy tymczasowej.
rtrd,OV, SZ, dpa / Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik