(C) lassedesignen - Fotolia.com /
W miesiącach, w których pracownicy sezonowi z Polski, Bułgarii i Rumunii pracują w winnicach Nadrenii-Palatynatu, pola w Polsce, Bułgarii i Rumunii uprawiają pomocnicy z Ukrainy, Mołdawii i Gruzji. Płaci się im tak mało, że miejscowej ludności nie opłaca się pracować za takie stawki. Wolą jechać nad Mozelę, gdzie zarobią znacznie więcej niż u siebie w kraju, choć jednak tak mało, że trudno byłoby znaleźć Niemca, który zechciałby pracować za takie pieniądze.
Ekonomiści określają to sytuacją win-win. Z kolei związki zawodowe mówią o łańcuchu wyzysku.
W opinii badaczy rynku pracy, w następnych latach ta migracja cyrkulująca przybierze w Europie na sile.
Wyzysk z zimną krwią
Werner Eichhorst z Instytutu Przyszłości Pracy w Bonn twierdzi, że ,,do tego dochodzi jeszcze wypieranie innych z rynku pracy i konkurowanie różnych grup". - To konkurowanie wiele firm wykorzystuje z zimną krwią - uważa Harald Wiedenhofer z Europejskiej Federacji Związków Zawodowych Pracowników Rolnictwa, Przemysłu Spożywczego i Turystyki (EFFAT).
W Niemczech, Hiszpanii i Polsce odnotowuje się tendencję zaniżania płac za proste prace do tego stopnia, że decydują się na nie jedynie ludzie z biedniejszych krajów. Ale nawet tej grupie te pieniądze nie starczają na życie.
Aby mogli godnie żyć
Dlatego też Wiedenhofer i jego Federacja walczą o wprowadzenie płacy minimalnej, która pozwoliłaby tym ludziom godnie żyć. - Nie mówimy tu o europejskiej płacy minimalnej, lecz o płacy minimalnej, którą ustala dla siebie każdy kraj UE z osobna i która wynosi 60 procent przeciętnego zarobku w poszczególnych krajach. Jeszcze lepsze byłoby wprowadzenie regulacji, które obowiązują w większości krajów nordyckich - uważa Wiedenhofer. Na przykład w Danii partnerzy socjalni uzgodnili traktowanie na równi zagranicznych pracobiorców z duńskimi.
Płace minimalne akceptują prawie wszystkie kraje UE. Nawet, jeśli nie wszystkie zarobki są tak wysokie, jakby życzyła sobie tego Federacja Związków Zawodowych EFFAT.
Niemcy są jednym z ostatnich krajów bez obowiązującej we wszystkich branżach płacy minimalnej. Jest to luka, którą nowy niemiecki rząd koalicyjny chce zamknąć jeszcze w tym roku. Jednak dalej często ignoruje się istnienie płacy minimalnej i umów taryfowych.
Z siedmiu euro (stawka za godzinę), przysługujących zgodnie z umową taryfową pracownikom sezonowym nad Mozelą, część niektórzy winiarze zatrzymują np. za zakwaterowanie - w hali z materacami.
- Ale to wyjątek - uważa Andrea Adams ze Związku Rolników i Winogrodników Nadrenii-Palatynatu. - W końcu jest to w interesie pracodawców, żeby ich pracownicy byli zadowoleni.
Umowa o dzieło instrumentem wyzysku
Harald Wiedenhofer z EFFAT uważa, że niebezpieczeństwo wyzysku zagranicznej siły roboczej jest w rolnictwie mniej dramatyczne, niż w przemyśle, gdzie raz po raz wprowadza się nowe zasady zatrudniania siły roboczej. Nowe, to znaczy na jeszcze gorszych warunkach.
Drastycznym przykładem jest przemysł mięsny, gdzie za 3-6 euro za godzinę pracuje obecnie ok. 15 tys. głównie rumuńskich pracowników delegowanych na podstawie tak zwanych umów o dzieło, co jest dopuszczalne według prawa unijnego.
Nadzieja dla pracowników rzeźni
Unia Europejska od dziesięcioleci próbuje z jednej strony podkręcić konkurencyjność międzynarodową również w rzemiośle i usługach, zaś z drugiej chronić praw robotników. Efekt nie zawsze jest przekonujący.
Ale przynajmniej dla rumuńskich pracowników rzeźni jest nadzieja na poprawę sytuacji. W połowie stycznia 2014 związki zawodowe i branża mięsna uzgodniły powszechnie obowiązującą płacę minimalną w wysokości 7,75 euro za godzinę. Muszą się do niej dostosować również pracodawcy tych prawie 15 tys. Rumunów delegowanych w ramach umowy o dzieło.
DW/ Iwona D. Metzner
red. odp.: Elżbieta Stasik