Prywatna szkoła dla dzieci, fundusz reprezentacyjny, dodatek mieszkaniowy i za rozłąkę. No i pensja - od kilku do kilkudziesięciu tysięcy euro miesięcznie. To wszystko czeka na ciebie, jeśli jakimś cudem zdobędziesz pracę w Brukseli. Apele o zaciskanie pasa w wydatkach publicznych magicznie omijają instytucje unijne - kąśliwie zauważa niemiecki ,,Der Spiegel". Początkujący tłumacz konferencyjny dostaje w Brukseli 4190 euro na rękę. Urzędnik na eksponowanym stanowisku - aż 16 tys. euro miesięcznie. Pracownikom przysługują też liczne dodatki: przedszkolne i edukacyjne, na dzieci, za rozłąkę, nie wspominając już u zasiłku na gospodarstwo domowe. Dzieci unijnych biurokratów chodzą do prywatnych szkół europejskich, co podatników kosztuje około 100 milionów euro rocznie.
- Utrata pracy to dla nich prawdziwy dramat
- Rekordowe bezrobocie w Unii Europejskiej
- Jak zatrudniać, to najlepiej krewniaka Zarobkowa ekstraklasa to, oczywiście, wysocy polityczni funkcjonariusze UE. Podstawowe wynagrodzenie komisarza to 19910 euro, a konto przewodniczącego Komisji, Jose Manuela Barroso, zasilane jest kwotą 304 tysięcy euro rocznie. Większość przedstawicieli brukselskich elit otrzymuje również tzw. dodatek lokalny do pensji.
Żyć nie umierać
Roczne dochody szefowej dyplomacji europejskiej, Brytyjki lady Catherine Ashton, wynoszą 323 tysiące euro plus dodatek mieszkaniowym i na cele reprezentacyjne. Większość premierów europejskich państw może koleżance partyjnej Tony'ego Blaira pozazdrościć pensji i benefitów. Nie przeszkadza jej to jednak zamykać biura na klucz już w czwartek, by każdy weekend spędzić z dziećmi w Londynie.
Komisarze nie są oczywiście przyspawani do swoich stołków. Po upływie jednej lub dwóch kadencji wynoszących pięć lat muszą się pożegnać ze stanowiskiem. Ale i wtedy bieda im nie grozi. Przez następne trzy lata oficjelom z Brukseli przysługuje świadczenie przejściowe w wysokości od 40 do 65 proc. wynagrodzenia podstawowego - około 10 tys. euro miesięcznie. Ma im to ,,ułatwić ponowne odnalezienie się na rynku pracy".
Problem w tym, że jest to pomaganie tym, którzy i tak nieźle dają sobie radę. Dzięki politycznym i biznesowym koneksjom unijne VIP-y mogą przebierać w ofertach zatrudnienia. Na przykład były komisarz ds. przemysłu Gunter Verheugen pracuje dla jednego z brytyjskich banków, niemieckiego związku banków, tureckiego stowarzyszenia przedsiębiorców oraz amerykańskiej agencji PR z siedzibą w Brukseli.
Założył też firmę konsultingową. Nieźle się urządziła również była komisarz ds. stosunków zewnętrznych Benita Ferrero-Waldner - ma dobrze płatną posadę w niemieckim towarzystwie ubezpieczeniowym i w hiszpańskim koncernie energetycznym. Na zarobki nie narzeka też były komisarz ds. rynku wewnętrznego Charlie McCreevy, którego przygarnęły tanie linie lotnicze Ryanair. Kariera na salonach europejskich jest postrzegana jako pójście w polityczną odstawkę. Tymczasem - jak widać - dostać pracę w Brukseli to jak wygrać los na loterii.
MS