(C) Ammentorp - Fotolia.com /
W Niemczech dzień w dzień dochodzi do 165 ataków na policjantów i przemoc wciąż przybiera na sile. Skąd się to bierze? Niedzielny poranek. Kobieta pobita przez męża dzwoni na policję. Jej dziecko zostało samo w domu z jej mężem, ktoś powinien malucha stamtąd wyciągnąć. Dwóch policjantów udaje się do mieszkania. Jednym z nich jest Norbert Spinrath. Zdawało mu się, że będzie to rutynowa akcja, kiedy dzwonił do drzwi mieszkania. Czego jednak kobieta policji nie powiedziała: jej mąż jest pasjonatem broni. Parę sekund później Spinrath stoi oko w oko z lufą pistoletu. Policjanci błyskawicznie obezwładnili mężczyznę. Strzał z pistoletu trafił na szczęście w sufit.
Porwania zakładników, pijackie ekscesy, napady rabunkowe: praca policjantów jest obciążona ciągłym ryzykiem. Mogą przypłacić ją życiem i zdrowiem. Tak było już od zawsze. Tyle, że w ostatnich latach przemocy wobec funkcjonariuszy policji wciąż przybiera na sile. Na stronie internetowej stowarzyszenia "Keine Gewalt gegen Polizisten" ("Stop przemocy wobec policjantów") opublikowane są dane statystyczne odnośnie przestępstw przeciwko państwowej władzy. Od roku 2011 do 2012 liczba aktów przemocy wobec funkcjonariuszy policji wzrosła z 53 tys. do 60 tys. w skali rocznej. Konkretnie oznacza to, że w Niemczech przeciętnie 165 razy dziennie dochodzi do czynnych ataków na stróży porządku.
Inwektywy na porządku dziennym
- Zmieniło się oblicze przemocy - uważa Norbert Spinrath. Dziś jest on zawodowym politykiem i zasiada w Bundestagu z ramienia partii SPD. Pracę policji zna od roku 1974 i jak podkreśla, zanikł respekt ludzi wobec policyjnych mundurów. Jego zdanie podziela Markus Vogt, 40-letni policjant z Nadrenii-Palatynatu. "Bullenschlampe" czy "Drecksbullen" to inwektywy, jakich codziennie muszą wysłuchiwać policjantki i policjanci w mundurach.
Wielkie poruszenie w RFN wywołał incydent z grudnia 2013 w Hamburgu. Demonstracja na rzecz utrzymania lewackiego ośrodka kultury "Rote Flora" przeradza się w istną bitwę z siłami policji. Na policjantów spada grad kamieni i butelek. 120 funkcjonariuszy jest rannych, niektórzy ciężko. Już dzień przed zamieszkami, 20 grudnia posterunek policji na Reeperbahn "Davidwache" nieznani sprawcy obrzucają kamieniami i farbą.
Hamburg, 29 grudnia 2013: dziennikarz Andreas Hallaschka siedzi przed komputerem, kiedy nadchodzą informacje o ponownych atakach na "Davidwache". Zamaskowani sprawcy obrzucili rzekomo policjantów kamieniami i zaatakowali gazem pieprzowym. Dla reportera to nie do pojęcia. Na Facebooku pisze: "Czekamy na pierwszą ofiarę śmiertelną?". Potem chce dalej pracować, ale nie jest w stanie się skupić. Dręczy go myśl o tym, co sie dzieje w mieście. Tworzy na Facebooku grupę "Solidarni z funkcjonariuszami 'Davidwache'", pomyślaną właściwie dla swoich przyjaciół. Ale sprawa nabiera impetu: w ciągu kilku dni zbiera 50 tys. fanów.
Nie tylko obojętność
Na stronie toczą się wartkie dyskusje, nie tylko zresztą o Hamburgu. Chodzi w ogóle o przemoc wobec policjantów i inne służby mundurowe w Niemczech. Większość członków grupy chce zamanifestować swoją solidarność. Jest cała seria zdjęć ludzi z "Davidwache" w tle, dzieciaki w za dużych mundurach i czapkach. Wszystko to mówi: zobaczcie, my stoimy za wami. Członkiem grupy jest także Markus Vogt, współadministrator grupy wspierający Andreasa Hallaschka. W Hamburgu do tej pory akty przemocy wobec policjantów przyjmowano obojętnym wzruszeniem ramion, twierdzi Hallaschka. - Ale teraz, kiedy mamy na Facebooku grupę dyskusyjną, jasno widać, że ludzie nie chcą albo nie mogą się z tym pogodzić.
Od chwili stworzenia grupy dostaje posty z całych Niemiec. - Nadchodzą historie o policjantach, którzy są niezdolni do dalszej służby, są kompletnie załamani psychicznie albo zostali tak ciężko ranni - opowiada. Dostaje też pocztę od samych policjantów, którzy zwracają uwagę na swoją sytuację. jak pisze Christian Boening, policjant z Dolnej Saksonii: "My nie mamy żadnego lobby, ani wśród polityków, ani w mass mediach. Jesteśmy tylko środkiem do celu".
Każdy walczy dla siebie
I tak jak wielka jest solidarność z policjantami, tak nie brak również ludzi, którzy wykorzystują tę platformę, by nawsadzać policji i twórcom tej inicjatywy. - Często wysuwany jest argument, że jeżeli policji wolno się maskować, to wolno to również robić jej adwersarzom. A ja podkreślam: Nie, nie wolno! Jest to zabronione. Ludzie mają jakieś wypaczone poczucie prawa i bezprawia - zaznacza Vogt.
Skąd bierze się takie wypaczone ujęcie? Norbert Spinrath uważa, że wynika to ze stylu, jaki obowiązywał w wychowaniu dzieci w jego pokoleniu. - Moja generacja chciała wychować świadomą, przekonaną o swojej wartości młodzież i dorosłych. Tyle, że coś się wypaczyło - mówi. Rezultatem jest społeczeństwo, gdzie każdy walczy w pojedynkę. - Na pierwszym planie nie stoi współżycie w społeczności, tylko korzyść dla jednostki - podkreśla.
Podobnie widzi to Markus Vogt. - Dziś wszyscy chcą być indywidualistami i nie biorą w ogóle względu na innych - mówi. Ci, którzy atakują mundurowego, zapominają, że ranią przy tym człowieka.
Pomimo tego Markus nie może wyobrazić sobie dla siebie innego zawodu. - Chcę pomagać ludziom i to codziennie mobilizuje mnie do pracy.
Anna Peters / Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik