Bułgarski rząd przyjął nowy system wynagrodzeń w administracji państwowej. Mimo deklarowanych cięć w wydatkach budżetowych maksymalna płaca na kierowniczych stanowiskach wzrośnie średnio o 30 proc. i może sięgnąć 4000 lewów (2 tys. euro) miesięcznie. W Bułgarii, kraju o najniższych dochodach w UE (4396 euro rocznie według Eurostatu), nowe wynagrodzenia urzędników są "skandaliczne wysokie" - ocenił dziennik "Sega".
Gazeta zwróciła uwagę również na fakt, że wbrew planowanej redukcji zatrudnienia w administracji państwowej liczba urzędników państwowych rośnie. Pod koniec 2011 r. wyniosła ona 146 tys. zatrudnionych, o ponad 10 tys. więcej niż przed rokiem.
Centroprawicowy rząd Bojko Borysowa zamroził płace w administracji państwowej, emerytury i szereg innych świadczeń, obejmując władzę trzy lata temu. O ile w przypadku emerytur i świadczeń zamrożenie było realne, w urzędach państwowych powstał skomplikowany system dodatkowych wynagrodzeń, tzw. bonusów, dzięki którym wynagrodzenia były ponaddwukrotnie wyższe od tych podawanych oficjalnie.
Po ujawnieniu przez media kilku szczególnie drastycznych przypadków, przeprowadzono zwolnienia. W lutym zwolniono szefowe Kasy Chorych i agencji rządowej odpowiadającej za rejestr spółek prywatnych, Neli Neszewą i Wioletę Nikołową.
W marcu premier zobowiązał urzędników do zwrócenia pobranych premii. Z powrotem oddano jednak mniej niż połowę wypłaconych za 2011 r. dodatków. Zwrócenia premii publicznie odmówił m.in. ówczesny minister gospodarki Trajczo Trajkow, który argumentował, że uczciwie zapracował na 36,5 tys. euro dodatku.
Z Sofii Ewgenia Manołowa