Gastronomia, usługi, prace polowe - w tych branżach może zabraknąć pracowników sezonowych - uważają eksperci. Podkreślają, że pracodawcy zmuszeni są walczyć o pracownika, oferując nie tylko wyższe stawki, ale także dodatki, jak np. karty sportowe.
Andrzej Kubisiak z agencji pracy Work Service podkreślił, że zanim jeszcze nastał sezon wakacyjny o ponad jedną piątą wzrósł popyt na pracowników.
- To pokazuje, że mamy do czynienia z dobrą koniunkturą na pracę, jeszcze przed nadejściem wakacji. Gdy sezon w pełni wystartuje, to wielu przedsiębiorców może zetknąć się z niedoborami kadrowymi. Bezrobocie od wielu miesięcy systematycznie spada i już teraz, przed wakacyjnym boomem, spadło poniżej 8 proc., a z reguły w okresie letnim jest jeszcze niższe. Mogą na tym skorzystać pracownicy, bo firmy będą starały się przyciągnąć do siebie ludzi atrakcyjnymi wynagrodzeniami - prognozował.
Według eksperta, ten sezon powinien być znacznie lepszy niż rok temu np. dla kelnerów czy hostess. Z analiz Work Service wynika, że już teraz firmy poszukują m.in. sprzedawców w centrach handlowych, recepcjonistek i pracowników call center. Brakuje też kasjerów i osób zajmujących się pakowaniem.
Według wyliczeń Work Service, w tym roku na największe średnie stawki godzinowe mogą liczyć: operator wózka widłowego oraz pracownik linii produkcyjnej - ok. 18 zł za godzinę brutto. Niewiele mniej może oczekiwać barman (17 zł), sprzedawca w centrum handlowym (16,5 zł) oraz osoby obsługujące pikniki i imprezy (16,5 zł). Średnie wynagrodzenie recepcjonistki oszacowano na poziomie 16 zł za godz. Z kolei pracownik call center, magazynier oraz kasjer mogą liczyć na stawkę w wysokości 14 zł.
Kubisiak zwrócił uwagę, że sytuację pracowników sezonowych poprawiło wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej na poziomie 13 zł. - Nowe przepisy pomogą uniknąć rozczarowań. Z jednej strony będą stanowiły gwarancję zatrudnienia, a także sposobów rozliczenia z pracownikami. Z drugiej zaś pojawiły się jasne kryteria, co do dolnych granic wynagrodzeń, które w tym roku wyraźnie wpłynęły na wzrost poziomów wynagrodzeń przy wakacyjnych profesjach - dodał.
Na możliwy problem w znalezieniu pracowników sezonowych zwrócił uwagę Łukasz Komuda z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. - Pracodawcy w poprzednich latach przyzwyczaili się, że nie mieli problemu z obsadzeniem wakatów. Teraz sytuacja się zmieniła - podkreślił.
Jego zdaniem największe niedobory mogą wystąpić m.in. w pracach polowych, usługach. - Już każdy w dużym mieście zorientował się, czy to w Biedronkach, w mniejszych sklepach czy u fryzjera, że pojawiają się osoby mówiące ze wschodnim akcentem. To znaczy, że już zabrakło tam Polaków do pracy. Pracownicy ze wschodu też uczą się funkcjonować na naszym rynku i poszukują pracy, z co najmniej umową zlecenie - zaznaczył Komuda.
Michał Podulski, wiceprezes stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia ocenia, że pracowników brakuje nie tylko przy wykonywaniu prac sezonowych. - Braki są odczuwalne wszędzie, w każdej branży. Dlatego, poszukując pracowników, kierujemy swój wzrok na wschód. Nie tylko na Ukrainę czy Białoruś, ale też na Mołdawię - mówił. Zaznaczył jednak, że ukraiński rynek pracy ma swoje ograniczenia.
Według niego, niedobory pracowników sezonowych mogą wystąpić m.in. w gastronomii. - To z uwagi na migrację pracowników. Potrafią zmienić pracę z dnia na dzień. Idą tam, gdzie są wyższe napiwki i zarobki, lepszy klub. Młodzi ludzie lubią też zwiedzać. Miesiąc pracują w Sopocie, później np. na Helu - wyjaśniał.
Podulski podkreślił, że pracodawcy zachęcają potencjalnego pracownika nie tylko wyższą stawką. - Dla młodych osób ważna jest też praca przy obsłudze renomowanej imprezy np. Orange Festiwal. Pracodawcy zachęcają do pracy na Facebooku, Instagramie, oferują karty sportowe, nawet pracownikom sezonowym - zaznaczył.
Zauważył, że coraz trudniej o pracownika, od którego wymaga się zaangażowania przy pracy. - Im więcej zaangażowania się wymaga, tym trudniej o ludzi. Może to obniżka ambicji wśród młodych osób - zastanawiał się Podulski.
Paweł Żebrowski