Z danych Eurostat wynika, że odsetek pracowników utrzymujących się z płacy mniejszej niż 2/3 średniej krajowej jest w Niemczech jednym z najwyższych w Europie. Jednak nawet najgorzej wynagradzani w niektórych branżach są krezusami w porównaniu z pracującymi w Polsce. Różnice wynoszą nawet kilka tysięcy złotych.
U naszych zachodnich sąsiadów w takiej sytuacji znajduje się 22,2 proc. osób, co ustępuje praktycznie tylko krajom byłego bloku wschodniego. Wyższy wskaźnik posiadają kraje bałtyckie: Łotwa (27,8 proc.), Litwa (27,2 proc.) Estonia (23,8 proc.). Niemców wyprzedzają jeszcze Rumunia (25,6 proc.), Polska (24,2 proc.) i Cypr (22,7 proc.).
Najmniej pracowników zarabiających poniżej 2/3 średniej krajowej odnotowano w Szwecji (2,5 proc.) i Finlandii (5,9 proc.), a także Belgia (6,7 proc.) i Francja (6,1 proc.).
Taki stan rzeczy w Niemczech to po części także efekt reformy socjalnej przeprowadzonej w ostatnich latach. Zapoczątkował ją w 2003 ówczesny kanclerz Gerhard Schroeder. Ograniczono m.in. świadczenia ze strony państwa, podniesiono wiek emerytalny oraz uelastyczniono przepisy dotyczące zwalniania i zatrudniania pracowników.
Reforma ta pozwoliła ponad dwukrotnie zredukować bezrobocie, ale też zwiększyła znacznie odsetek osób pracujących poniżej średniej. Jak wynika z ostatnich badań Uniwersytetu Duisburg-Essen, liczba pracowników zarabiających mniej niż krajową stawkę godzinową, czyli obecnie 9,15 euro, wzrosła w latach 1995-2010 o 2,3 mln do 8 mln osób. Jak twierdzi ,,Der Spiegel", obecnie co piąta Niemka i co siódmy Niemiec zarabiają za godzinę pracy nawet poniżej 8,5 euro. Taką właśnie ogólnokrajową godzinową najniższą płacę proponowała wprowadzić przez niedzielnymi wyborami lewica. Aktualnie w Niemczech stawki minimalne są ustalane na poziomie branż.
Cel: promowanie eksportu?
Inne kraje europejskie oskarżają władze niemieckie, że celowo hamują one wzrost płac. W ten sposób podnoszą konkurencyjność swoich eksporterów na rynku międzynarodowym. Szczególnie głośno protestują Belgia i Francja.
- Chcę, by Niemcy grali sprawiedliwie ze swoim modelem gospodarczym, a nie opierali go na zasadzie ,,kto zapłaci najmniej pracownikom" - mówił w rozmowie z telewizją BBC francuski minister gospodarki Benoit Hamon w rozmowie z BBC.
W tej kwestii apelował także unijny komisarz ds. zatrudnienia Laszlo Andor. W kwietniu tego roku, w rozmowie z "Süddeutsche Zeitung" mówił on o potrzebie stymulowania przez Niemcy popytu wewnętrznego poprzez wprowadzenie wyższych płac i ustalenie ogólnokrajowej stawki minimalnej. Kwestionował też sposób promowania eksportu poprzez stosowanie elastycznych wynagrodzeń w tzw. ,,najbardziej eksportowych" branżach.
- Biorąc pod uwagę wysokie nadwyżki eksportowe nie ma jakiegokolwiek uzasadnienia dla utrzymania przez Niemcy tak wysokiej konkurencyjności płacowej - powiedział Andor.
Ze stanowiskiem komisarza nie zgodził się Bundesbank. Jego zdaniem, podwyższenie wynagrodzeń może skutkować likwidacją miejsc pracy i ograniczeniem inwestycji. W rezultacie może to doprowadzić do osłabienia niemieckiej gospodarki.
W Niemczech grosze, w Polsce marzenie
Z danych niemieckiego urzędu pracy wynika, ze w niektórych branżach płace kształtują się sporo poniżej wspomnianych już 9,15 euro. Jednak ci pracownicy, choć w Niemczech określa się ich w biedakami, w Polsce należeli by do dobrze wynagradzanych. W branży gospodarowania odpadami stawka minimalna wynosi 8,02 euro. Z kolei niektórzy pracownicy usług pocztowych, a także sprzątacze budynków zarabiają minimalne 8,4 euro. Miesięcznie daje to odpowiednie, w przeliczeniu na złotówki pensje w granicach 5,4-5,7 tys. zł brutto. Dla porównania, z danych portalu moja-pensja.pl wynika, że sprzątaczka w Polsce zarabia 1,5 tys. zł brutto. Mniej niż płaca minimalna, gdyż często zatrudniania jest w oparciu o umowę cywilnoprawną, której nie dotyczą przepisy o najniższym wynagrodzeniu.
Nasza płaca minimalna to obecnie zaledwie 1,6 tys. zł brutto. O jej zwiększenie walczą związki zawodowe. Zdaniem OPZZ, w Polsce powinna ona wynosić przynajmniej 11 zł na godzinę. Przy 170 godzinach, jakie przeciętny Polak spędza miesięcznie w pracy daje to wynagrodzenie w wysokości 1,9 tys. zł brutto. Dla porównania, jeśli weszła by w życie propozycja niemieckiej lewicy o stawce minimalnej 8,5 euro, to tamtejsza najniższa płaca wyniosłaby miesięcznie 1,360 euro, czyli ponad 5,7 tys. zł brutto. Ponad trzykrotna różnica w wysokości minimalnego wynagrodzenia robi wrażenie nawet w teorii, a jeszcze bardziej była by odczuwalna w naszych portfelach.
Różnice widać nie tylko w przypadku najniższych płac. Średnia stawka krajowa w Niemczech - 9,15 euro, po przeliczeniu na naszą walutę (kurs średni NBP z 23.09.13 - 4,2268 zł), daje na godzinę ok. 38,68 zł. Przy założeniu 40-godzinnego tygodnia pracy, miesięcznie daje to pensję w wysokości 1,464 euro, czyli 6,188 zł brutto. To zdecydowanie więcej niż polska średnia krajowa, która wyniosła w lipcu 3830,07 zł brutto.
KK,MA,WP.PL