W Polsce pracują kilka dni w miesiącu, resztę w Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii. Tak żyje wiele polskich lekarzy, najczęściej stomatologów, anestezjologów, psychiatrów.
- Jak zarobić 10 tysięcy złotych?
- Pracodawcy nie chcą wiązać się z pracownikiem
- Zatrudnienie i wynagrodzenia w firmach bez zmian Ewa jest stomatologiem od 12 lat. Najpierw pracowała w przychodni, potem postanowiła otworzyć własny gabinet na spółkę z kolegą z dzieciństwa, który dorobił się na początku lat 90. Wzięła kredyt wraz ze wspólnikiem. Kupiła sprzęt, wynajęła lokal i zaczęła przyjmować pacjentów. Wszystko szło dobrze, dzielili się solidarnie zyskami, spłacali raty. Pewnego dnia jednak wspólnik wyczyścił konto i przepadł. W gabinecie zniknął też sprzęt za 50 tys. zł. Została sama z długami. Gdy koleżanka ze studiów powiedziała jej, że pod Londynem szukają stomatologów nawet się nie zastanawiała. Gdy okazało się, że może pracować przez niepełny miesiąc, bo w tym czasie będzie miała zastępstwo, stwierdziła, że wreszcie uśmiechnęło się do niej szczęście.
Przez trzy tygodnie w miesiącu pracuje w brytyjskiej przychodni, na tydzień przyjeżdża do Polski i przyjmuje pacjentów w placówce, w której kiedyś pracowała. Tak naprawdę jednak przyjeżdża częściej.W tygodniach, gdy jest w Anglii, pracuje od poniedziałku do piątku po 6 godzin. W piątek po południu leci do Polski, wraca w niedzielę w nocy. Ma dziecko w Polsce.
Ewa: - Mąż nie chciał się przenieść do Wielkiej Brytanii, jest redaktorem w jednej z poczytnych gazet, to jego całe życie. Córeczka ma 6 lat. Jest mi ciężko byś ciągle na walizkach, ciągle w taksówkach, samolotach. Nie wiem, czy długo wytrzymam i nie wiem, czy nasza rodzina wytrzyma. Niby wszystko jest dobrze, ale mam poczucie, że coś tracę, że jestem z boku, a moje dziecko wychowuje mąż z teściową.
Ewa twierdzi, że w taki sposób pracuje wielu Polaków. Anglicy godzą się na ich pracę nawet w niepełnym wymiarze. Specjaliści znad Wisły są uznani i ciągle poszukiwani. Lekarze często otrzymują zatrudnienie w przychodniach, w których leczą się Polacy pracujący na Wyspach. Ewa w przeliczeniu na złotówki zarabia w Wielkiej Brytanii 15 tys. zł. Jak twierdzi, pracodawca musiałby płacić więcej brytyjskiemu dentyście.
Ewa: Do tego jeszcze coś dorobię w Polsce, no ale to już są małe pieniądze jak na dentystów. Gdybym nie miała kredytu i gdybym nie została oszukana przez wspólnika, to nie wiem czy bym się zdecydowała. Na takie wyjazdy godzą się najczęściej młodzi stomatolodzy zaraz po studiach, którzy nie mają jeszcze rodzin. Generalnie jestem zadowolona. Jak się chce to można i zarabiać, i jakoś wszystko godzić.
Ewa od 5 lat nie miała urlopu. Gdy jest w domu, gotuje i sprząta. Twierdzi, że nie ma czasu czuć się zmęczona i narzekać.
Wojtek przez rok pracował w brytyjskim szpitalu jako anestezjolog. W Polsce została narzeczona. Wrócił.
Wojtek: Chciałem pracować trochę na Wyspach, trochę w Polsce. Chodziło o to, żeby tam zarabiać, a tu mieszkać, żyć. W miesiącu latałem cztery - pięć razy do Polski i z Polski do Anglii. Stwierdziłem, że to szaleństwo, szkoda życia. Znalazłem pracę w szpitalu na Pomorzu za jedną trzecią stawki, którą zarabiałem tam. Ile zarabiałem tam? Około 12 tys. zł. Ale miałem dyżury, oczywiście również w nocy. Kiedy tylko miałem czas latałem do Polski. W pewnym momencie myślałem, że wykorkuję z niewyspania.
- Jak zarobić 10 tysięcy złotych?
- Pracodawcy nie chcą wiązać się z pracownikiem
- Zatrudnienie i wynagrodzenia w firmach bez zmian Tadeusz od 5 lat jest kierowcą tira, jeździ na trasach międzynarodowych. Czasem przez miesiąc nie ma go w domu. Firma ma dużo zamówień. Gdy dowozi towar do Polski, dwa dni później znów wsiada za kółko i jedzie do Holandii, Belgii. Tam ma kilka dni wolnego, następnie znów wraca z towarem do Polski.
Tadeusz: Najgorsze jest to, że mam rodzinę pod Wrocławiem, a czasem przejeżdżam blisko domu i nie mogę wstąpić, jadę do Warszawy albo dalej na Wschód. Terminy niestety są nieubłagane. To, kiedy mam wolne tak naprawdę zależy od zamówień. Nie ma zamówień, jestem w domu. Ale czasem przez pół roku prawie nie widzę dzieci. Jestem np. w domu jeden - dwa dni. Ale cóż taki los. Zarabiam w zależności od trasy, zdarza się, że miesięcznie wyciągam 8-9 tys. zł. Ale też dużo mniej.
Pracują za granicą, mieszkają w Polsce. Specjaliści od rekrutacji coraz częściej poszukują mobilnych i dyspozycyjnych pracowników. Jak mówią młodzi nie zawsze się spełniają w takiej roli.
- Często prowadzimy rekrutację dla firm transportowych lub zagranicznych przychodni. Chociaż boom na takich pracowników obserwowaliśmy rok temu, to ciągle nasi specjaliści są w cenie. Pracodawcy oferują im zatrudnienie na kontrakty lub zlecenie, również w systemie zmianowym. To zależy od pracownika, czy swe miejsce pracy traktuje jako tymczasowe, czy stałe. Ale rzeczywiście ci, którzy zostawiają dom w Polsce, mówią, że to tylko na chwilę, żeby podreperować domowy budżet. Potem często latami tak żyją, niektórzy nie potrafią zrezygnować z wyższych pieniędzy, które zarabiali. Ale często to rodzina nie chce z nich zrezygnować, bo przyzwyczaiła się do wyższego standardu życia. Najlepsi pracownicy tego typu to ci zmotywowani, tacy, którzy muszą tak zarabiać - twierdzi Joanna Pieróg, doradca personalny.
Krzysztof Winnicki
/AS