W Polsce trwa debata nad podniesieniem wieku emerytalnego, zarówno dla kobiet jak mężczyzn. Debata, to może niewłaściwe słowo - awantura wydaje się lepszym określeniem. Podczas awantury nie przebiją się żadne rzeczowe argumenty. Nie ma też miejsca na dyskusję i ważne, choć trudne, pytania. Dlaczego właściwie Polacy nie chcą w Polsce dłużej pracować? Nie tylko zresztą do 67 lat, ale nawet do 60. Gdy tylko mogą uciekają na rentę, zasiłek przedemerytalny albo inną "pomostówkę". Wszyscy tacy słabi i schorowani?
W Wielkiej Brytanii kobiety są zobowiązane pracować do 60 roku życia, a mężczyźni do 65. Za cztery lata panowie będą pracować rok dłużej, a od 2018 panie będą pracowały do 65 roku życia. Brytyjski rząd jest, jednak tak miły, że zapowiedział, iż nie będzie nikogo przymuszał do rezygnacji z pracy, można będzie pracować nawet do siedemdziesiątki albo i dłużej. Pracujące zawodowo osoby, z siódmym i ósmym krzyżykiem na karku, nie należą tu wcale do rzadkości.
Emerytki nie odbierają pracy
Najstarszy pracujący zawodowo Brytyjczyk, jakiego znam, ma 89 lat. To zresztą rodowity Anglik. Na pierwszy rzut oka zdaje się, że musi ciułać na kawałek chleba, ale on pracuje, bo lubi. Lubi też francuski koniak, rosyjską wódkę i polskie piwo. Chyba bardziej wychodzi mu to na zdrowie niż woda źródlana i ziółka. Znam też całkiem sympatyczną restaurację, w której kilka kelnerek, tak na oko, dawno już osiągnęło uprawnienia emerytalne. Pracują tam także kelnerki w wieku ich córek i wnuczek. Jakoś nikomu te "emerytki" nie odbierają apetytu, ani nie słaniają się na nogach ze zmęczenia, choć restauracja pustkami nie świeci.
Miejsce znam stąd, że znalazła tam właśnie pracę znajoma Słowaczka. Tak, po prostu weszła "z ulicy" zapytać, czy nie potrzebują kelnerki. Potrzebowali. Wynika z tego, że "babcie" nikomu nie blokują etatu - i one są potrzebne i młodsi też. Słowaczka bardzo chwali sobie atmosferę pracy. Jak mówi, jest taka typowo angielska.
Jak cudownie bez polityki
Choć starzy Anglicy twierdzą, że z dawnej wyspiarskiej kultury, uprzejmości i taktu zostało już tyle, co kot napłakał, to jeszcze i tak coś, jednak przetrwało. Ten klimat jest obcy wielu Polakom i bywa obiektem złośliwości i docinków. Niedawno, rozsądny zazwyczaj tygodnik "Polityka", z wyczuwalnym niesmakiem opisywał stosunki koleżeńskie w angielskich firmach: "Nieszkodliwe żarty bardzo się tam ceni, za to - inaczej niż w Polsce - nie tylko starannie unika się sporów politycznych, ale w ogóle wyrażania jakichkolwiek opinii politycznych, poważniejszych dyskusji, czy zwierzeń osobistych".
Tak, to prawda. Ciągle można jeszcze spotkać takie środowiska i... to jest cudowne. To jest naprawdę cudowne, gdy kolega przy biurku obok nie patrzy na drugiego jak na zepsutą konserwę tylko, dlatego, że tamten jest sympatykiem Kaczora, a nie Donalda lub na odwrót. To naprawdę niebywały luksus, gdy przy zmianie władzy nie trzeba drżeć, że zaraz zaczną wymieniać "upolitycznioną" ekipę poprzedników na swoich "bezpartyjnych fachowców". To też jeden z powodów, dla których ludziom na Wyspach nie zawsze tak śpieszno na byle rencinę. Z pewnością można znaleźć też krańcowo inne przypadki.
Praca złem koniecznym?
Atmosfera pracy w dużym stopniu określa zapał i zaangażowanie pracownika. Jeszcze bardziej organizacja pracy. Ta brytyjska bywa często przedmiotem drwin naszych rodaków, jako bezsensowna i nielogiczna. W przeciwieństwie do polskiej, gdzie obowiązują jasne i proste reguły: zarzucić kogoś pracą, ile tylko wlezie, a jak nie da rady, to zwolnić i wziąć innego frajera.
Gdyby Polacy zostali właścicielami Muzeum Figur Madame Tussaud, to z niezliczonego personelu zostałaby pewnie tylko babcia klozetowa, której kazano by sprzedawać bilety, a w międzyczasie przetrzeć ścierką królową i inne figurki.
Niestety, o tym, dlaczego wielu Polaków traktuje pracę w Polsce jak zło konieczne i chce uciekać na garnuszek państwa, nie mówi się zbyt wiele. Nawet przy okazji reformy systemu emerytalnego. Widać, to zbyt przyziemny temat, również dla dyżurnych autorytetów z różnych katedr i ambon. A może, to jest normalne, że w pracy trzeba być zestresowanym, skonfliktowanym, na pół etatu wykonywać obowiązki pięciu osób? Tylko skąd, to zdziwienie, że w takich warunkach słychać zdecydowane "nie" dla wydłużenia wieku emerytalnego. Raczej trzeba, by pomyśleć o jego skróceniu - powiedzmy do 35 lat.
Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy