Trwa ładowanie...
Zaloguj
Praca dla ciebie
Przejdź na

Praca opiekunki w Anglii

0
Podziel się:

Jak wygląda praca opiekunki dzieci? Nastolatka z Dolnego Śląska spędziła sporo czasu w Irlandii, gdzie zajmowała się dwójką dzieci. O pracy „au pair” opowiada Marzena Stachów w rozmowie z Adrianem Grochowiakiem.

Źródło: GUS

Jak wygląda praca opiekunki dzieci? Nastolatka z Dolnego Śląska spędziła sporo czasu w Irlandii, gdzie zajmowała się dwójką dzieci. O pracy "au pair" opowiada Marzena Stachów w rozmowie z Adrianem Grochowiakiem. - Młoda dziewczyna z Dolnego Śląska, mieszkająca w regionie głogowsko-lubińskim, gdzie raczej pracy nie brakuje decyduje wyjechać się za granicę. Dlaczego?

- Skończyłam liceum. Nie wiedziałam co chcę w życiu robić. Złożyłam papiery na psychologię i filologię angielską na Uniwersytecie Wrocławskim, a po głowie chodziła mi architektura i daleko w marzeniach Akademia Sztuk Pięknych. Zrządzeniem losu okazało się, że w sierpniu rozmawiałam z moją koleżanką, Olą, która wpadła na pomysł bycia ,,au pair" (młoda kobieta, najczęściej cudzoziemka, zatrudniona do opieki nad dzieckiem i drobnych prac domowych - przyp. red.) w Anglii. Miała odlatywać niedługo, była zafascynowana nadchodzącymi wydarzeniami. Podała mi adres biura pośredniczącego w Głogowie.

- I z ciekawości nie wytrzymałaś?

- Weszłam do tego biura. Siedziała tam młoda dziewczyna, która powiedziała mi jakie są warunki pracy. Zakończyła rozmowę pokazując mi zdjęcia rodziny, która czekała na propozycję ,,au pair" z Polski. Rodzina Boylanów z Irlandii. Podobno świetnie do nich pasowałam.

- Warunki musiały być atrakcyjne...

- Miałam opiekować się dwójką chłopców (3-letnim Joshuą i 6-letnim Alexem) od 8 rano do 18 przez 5 dni w tygodniu. Do tego dochodziła jedna sobota w miesiącu. "Kieszonkowe", bo nie w mogłam jako ,,au pair" być zatrudniona (był to program), dostawałam 110 euro tygodniowo, miałam zapewniony pokój, wikt i opierunek oraz opiekę medyczną. A to wszystko w urokliwej miejscowości Portmarnock, nad samym morzem, niedaleko Dublina.

- Zgodziłaś się bez wahania?

- Dwa dni się zastanawiałam, na trzeci dzień poinformowałam rodziców, że mam pomysł na najbliższy rok za granicą. Powtórzyłam wszystko co wiem, pod koniec tygodnia miałam już bilet w ręku i miesiąc do odlotu. Pamiętam tylko, że mama to strasznie przeżywała.

- Jak wyglądało życie na miejscu?

- Dojeżdżać nie musiałam do pracy, ponieważ mieszkałam z rodziną w ich domu, w swoim pokoju. Co weekend wybierałam się jednak do Dublina lub okolicznej miejscowości Malahide. Piękna trasa spacerowa - samym brzegiem morza... Okazuje się, że Irlandczycy starają się żyć bardzo zdrowo. Można przez cały dzień mijać tam młodych tubylców, ludzi w średnim wieku i naprawdę sporo starszych osób uprawiających jogging lub po prostu chodzącymi z kijkami. Niektórzy specjalnie wychodzą z pracy na dwie godziny, by zrobić przerwę na sport i wracają po prysznicu do biura.

- A jak poruszać się po Irlandii?

- Jeżeli nie masz ochoty na spacer lub masz ochotę wybrać się do Dublina to wsiadasz w piętrowy autobus i już! Jeżdżą szybko, sprawnie, bardzo wąskimi drogami, rzadko kiedy wyprzedzają, raczej brak jest tam "niedzielnych kierowców". Bilety możesz kupić u kierowcy lub w kiosku albo w uwielbianym przez okolicznych mieszkańców Spar shop (to sklep odpowiadający naszej ,,Żabce") lub Dunnes Stores - supermarkecie z ekologicznym natchnieniem (wydają tylko papierowe lub materiałowe torby). Dostępne są bilety czasowe. W autobusach nie ma kontroli. Jest automat, wchodzisz tylko od strony kierowcy i wkładasz bilet do urządzenia znajdującego się zaraz po wejściu do środka i albo Cię przepuszcza, bo masz ważny bilet, albo do widzenia. Nie wolno palić w miejscach publicznych. Wszędzie wiszą informacje, że za palenie w autobusie kara wynosi 3 000 euro. Kiedyś zdarzyło mi się widzieć, co się dzieje, gdy ktoś naprawdę pali. Uruchamia się informacja z głośników - ostrzega przed paleniem w autobusie.

- Czy w tamtej okolicy można spotkać naszych rodaków?

- W Sparshop często można było spotkać pracujących Polaków. W autobusach, w Dublinie często słyszałam ludzi mijających mnie, mówiących po polsku. Pamiętam jedną taką parę. Pracowali na budowie. Okazało się, że przyjechali z przyjaciółmi, razem wynajmowali mieszkanie, pokłócili się i szukali nowego lokum. Wołali po polsku na ulicy narzekając, że Polacy za granicą sobie nie pomagają. Ojciec dzieci, którymi się opiekowałam - David był kimś w rodzaju przedstawiciela handlowego i pracował razem z Polakami. Bardzo dobrze o nich mówił, zawsze wspominał, że nikt nie ma takiego poczucia humoru, jak my. David był zafascynowany polską historią, znał bardzo wiele szczegółów, wspominał Lecha Wałęsę i Jana Pawła II. W zasadzie, kogo bym nie poznała, to prędzej czy później słyszałam "A to tam skąd papież był?". Wszyscy niemal potrafili wymówić "cześć" mimo, że nie słyszeli tego ode mnie.

- Czym jeszcze możemy się zająć w Irlandii?

- Polacy często pracują na "part- time", czyli jakby na pół etatu. Często są kelnerami w restauracjach - głównie młodzi ludzie. Poznałam dziewczynę, która zajmowała wysokie stanowisko w firmie budowlanej i była Polką. Wspominała, że mimo ogromnej sympatii Irlandczyków do Polaków, to jednak bardzo ciężko było jej zdobyć "dobrą" pozycję w pracy.

- Pieniądze pchały się drzwiami i oknami, czy raczej trzeba było o nie walczyć?

- Zarobki różnie wyglądały. Moje, jak wspomniałam: 110 euro tygodniowo oraz dodatkowe

- Mieszkałaś z rodziną, u której pracowałaś, dlatego też pewnie zarabiałaś mniej. Ile kosztuje wynajęcie mieszkania i tak w ogóle ile zarabiają tam Polacy?

- Koszty mieszkań w mieście nie były niskie - ok. 1000 euro za dwa pokoje, łazienkę i kuchnię. Do tego rachunki. A Polak pracujący legalnie może dostać ok. 10 euro za godzinę.

- Odwiedzałaś tam gabinet lekarski?

- Miałam problem z gardłem. Nie mogłam mówić. Zostałam szybko zabrana do lekarza, przyjęta "od ręki", przepisano lek, 3 dni leczenia i po sprawie. Dzieci również chorowały, ale nie było tak jak w Polsce, że pędzono do przychodni z byle błahostką.

- A jak wygląda dom typowych Irlandczyków?

- Ich domy zawsze były interesująco urządzone. Wszystko pasowało do siebie. Jeżeli coś wyglądało na hobbitową chatkę to i takie było w środku. Jeśli bardziej klasycznie, to wszystkie detale ze sobą grały. Bardzo o to dbali.

- Gdybyś miała polecić taki rodzaj pracy to...

- Zrobiłabym to bez chwili wahania.

(AS)

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)