Historia Magdy wstrząsnęła opinią publiczną zarówno w Polsce, jak w Irlandii. W jej sprawie interweniował polski ambasador w Dublinie, a kontrowersje, jakie wzbudziła, spowodowały, że postanowiła się ujawnić. Słynna "Magda", żyjąca obecnie z irlandzkich zasiłków, naprawdę nazywa się Gaja Kowalik.
- Polacy bardzo się starają, ale dobijają ich podatki Najpierw pojawił się artykuł w polskiej prasie, do którego dotarła gazeta "Irish Independent". Tłumaczenie tekstu z języka polskiego pokazywało Polkę jako "zasiłkową turystkę", żerującą na irlandzkiej gościnności i systemie świadczeń socjalnych.
"Nie chcę zostać na zasiłku. Chcę pracować"
Następnie zareagował polski ambasador w Dublinie Marcin Nawrot, wskazując na niedokładne i "niefortunne" przełożenie historii "Magdy" na język angielski. Liczne kontrowersje wokół sprawy spowodowały w końcu reakcję samej bohaterki artykułu, która udzieliła wywiadu irlandzkiej stacji radiowej RTE, a następnie ujawniła swoją prawdziwą tożsamość gazecie "Irish Times". "Poznajcie 'Magdę': Nie chcę zostać na zasiłku. Chcę pracować" - brzmi tytuł artykułu największym irlandzkim dzienniku.
38-letnia Polka naprawdę nazywa się Gaja Kowalik i pochodzi z Gdańska, a obecnie mieszka w małym nadmorskim miasteczku Dunfanaghy w hrabstwie Donegal. - Zawsze chciałam przyjechać do Irlandii, odkąd skończyłam 15 lat fascynuje mnie irlandzka muzyka, mity i legendy - opowiada. Jej losy potoczyły się z początku nieco inaczej niż planowała, bo w 2001 roku wyjechała do Amsterdamu, gdzie pracowała przez 5 kolejnych lat. W 2006 roku po raz pierwszy odwiedziła "zieloną wyspę", dokąd przyjechała na tygodniowe wakacje. - Poczułam się tu jak w domu - twierdzi i dodaje, że gdy zobaczyła Dunfanaghy, postanowiła nie wracać już do Amsterdamu.
Pierwszych kilka lat w nowej ojczyźnie Gaja Kowalik przepracowała jako kelnerka, opiekunka do dzieci i barmanka. W końcu zaczęła uczęszczać na kursy masażu. Dojeżdżała na nie do Polski, bo jej znajomość angielskiego nie była na tyle dobra, aby uczyć się na miejscu.
Jeden wywiad - tyle zamieszania
Przez ten czas często zmieniała pracę. W końcu zyskała status bezrobotnej, bo - jak twierdzi - po zakończeniu sezonu letniego o pracę w tak małym miasteczku jak Dunfanaghy jest bardzo trudno. Wówczas zdecydowała, że czas ten wykorzysta na przygotowanie się do założenia własnej firmy - salonu masażu.
Kiedy kilka tygodni temu znajomy dziennikarz poprosił ją o rozmowę dla polskiej gazety, nie przypuszczała, że artykuł wywoła taką burzę. Po ukazaniu się tej publikacji i "przetłumaczeniu" przez "Irish Independent" sprawy potoczyły się bardzo szybko, bo bez problemów trafiono na jej ślad: telefony, maile, dziennikarze i fotografowie czekający na nią pod domem. - To było naprawdę denerwujące - wspomina Gaja Kowalik.
- Irlandzki system pomaga w założeniu własnej firmy - i to jest wspaniałe. Jest tu tyle możliwości, aby nauczyć się czegoś nowego, wystarczy chcieć. Nie chcę zostać na zasiłku. Chcę pracować - podsumowuje Polka, która na koniec dodaje, że nie zamierza opuszczać Irlandii. - Kocham to miejsce - wyznaje.
(A.C.)