Bez "guanxi", czyli wszechobecnych układów i nepotyzmu przy obsadzaniu stanowisk w lokalnej administracji, człowiek w Chinach nic nie znaczy. Zjawisko osiągnęło już taką skalę, że stało się zarzewiem protestu mieszkańców w Lichuan w prowincji Hubei.
- "Rzeczpospolita": Etaty tną na pół gwizdka
- Mundurowi dostaną 300 zł więcej co miesiąc
- Pracownicy BOR na sterydach Dyskusję na temat niesprawiedliwości społecznej i nepotyzmu, wynikającego ze stosowania "guanxi", wywołała majowa afera wokół obsadzenia stanowiska wysokiego urzędnika działu ubezpieczeń urzędu miejskiego w Lichuan.
Szef miejscowego urzędu próbował umieścić swojego syna na intratnym stanowisku z pominięciem obowiązującego egzaminu. Oburzenie społeczne jest tym większe, że nie jest to przypadek odosobniony, ale powszechna praktyka. W wielu wypowiedziach internetowych ludzie skarżą się na niesprawiedliwość i nierówność szans startu życiowego.
Chińscy naukowcy ostrzegają, że trwałe korzystanie z tych przywilejów doprowadzi do napięć społecznych.
Bez "guanxi" człowiek nic nie znaczy, więc praktyczni i lubiący przeliczać wszystko na pieniądze Chińczycy ustanowili cenę na odstąpienie tego najcenniejszego przywileju w stosunkach społecznych. W internecie można spotkać oferty odsprzedaży "guanxi", co należy tłumaczyć jako polecenie kogoś wpływowej personie.
Ostatnio w okręgu Chongqing ukazało się ogłoszenie o sprzedaży za 80 tys. juanów (około 40 tys. złotych) "guanxi", pomagającego zostać urzędnikiem państwowym. Pojawiają się również oferty wymiany "guanxi" z różnych dziedzin - do najbardziej popularnych należą układy przy znajdowaniu pracy, z czego najwyżej cenione są koneksje w urzędach państwowych; w zależności od stanowiska zapłacić za nie trzeba od 20 do 80 tys. juanów. Według właściciela witryny internetowej, wpisy są darmowe i całkowicie legalne. Odbywa się to zazwyczaj w ten sposób, że zainteresowany dzwoni do osoby zgłaszającej ofertę i wpłaca ustaloną sumę w zamian za polecający faks.
Burzliwą dyskusję wokół problemu wywołał jeden z najbardziej znanych chińskich ekonomistów, Li Yining. Oświadczył on, że "dziś już nikt nie jest w stanie przebić się i awansować wyłącznie własnymi siłami". "Syn robotnika nie ma szans na zostanie kimś innym niż robotnikiem. Jego syn również podąży śladami swojego ojca. Jeżeli tego typu układy utrwalą się, nie będzie warunków do rozwoju zdolnych ludzi, zawody staną się dziedziczne, a w społeczeństwie zapanuje marazm" - ostrzegł ekonomista.
W ciągu ostatnich 30 lat Chiny zadziwiły świat rozwojem gospodarki, ale jednocześnie w społeczeństwie utrwaliło się zjawisko "guanxi", które obejmuje całe życie człowieka, od urodzenia, poprzez egzaminy do szkół, dostanie pracy, aż po godny pochówek. Zdaniem Transparency International jest to największe źródło chińskiego łapówkarstwa i nepotyzmu. Obecnie jest to już część chińskiej tradycji oraz jeden z najważniejszych elementów życia społecznego, a zatem "guanxi" nie da się całkowicie wyplenić.
Najsławniejsza afera korupcyjna, w której tle było sławne "guanxi" miała miejsce w 2008 roku. W obliczu kryzysu światowych rynków finansowych rząd chiński przygotował pakiet stabilizacyjny w wysokości 4 bln juanów, z czego duża część rozeszła się do dziś nieustalonymi kanałami do prywatnych kieszeni. Podobna afera wydarzyła się w 2010 roku przy okazji realizacji projektu budowy kolei wartości 700 mld juanów. Również do dziś nie ustalono, jakimi kanałami i gdzie przepłynęły rządowe pieniądze do prywatnych portfeli.
(JK)