Trwa ładowanie...
Zaloguj
Praca dla ciebie
Przejdź na

Nie chcą Polaków w Holandii i na Wyspach!

0
Podziel się:

Holandia i Wielka Brytania z coraz większą niechęcią odnoszą się do pracowników z krajów postkomunistycznych

Holandia i Wielka Brytania z coraz większą niechęcią odnoszą się do pracowników z krajów postkomunistycznych, którzy - ich zdaniem - odbierają pracę miejscowym. Na celowników znaleźli się zwłaszcza Polacy. Oba kraje starają się rozpocząć dyskusję na temat zaostrzenia przepisów migracyjnych.

Rynek holenderski brytyjski jest postrzegany przez naszych rodaków jako bardzo atrakcyjny kierunek emigracji zarobkowej. Z danych GUS wynika, że 625 tys. Polaków mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii, a Holandię wybrało kolejne 95 tys. osób. Ich średnie miesięczne zarobki nie spadają, w przeliczeniu na złotówki, poniżej 5 tys. zł brutto.

Jednak, jak pisze ,,Dziennik Gazeta Prawna" na Polaków coraz mniej przychylnie patrzą miejscowe władze. Już za niecałe dwa tygodnie, 9 września odbędzie się w Holandii specjalny szczyt dotyczący imigrantów z krajów dawnego bloku komunistycznego. Jego organizatorem jest ministerstwo pracy i polityki społecznej, na czele którego stoi wicepremier Lodewijk Asscher, znany ze swojej niechęci do imigrantów.

Z danych jego resortu wynika, że Polacy stanowią w Holandii 28 proc. pracujących emigrantów. Co ciekawe, w stronę drugiej pod względem liczebności społeczności, czyli Niemców (23 proc.) nie są kierowane żadne pretensje.

Jeszcze dalej w swoich propozycjach posuwa się Partia na Rzecz Wolności, która postuluje wprowadzenie zakazu osiedlania się Polaków w stolicy kraju Hadze. Złożyła nawet wniosek o ujawnienie dokładnej liczby imigrantów mieszkających w tym mieście i odbierających pracę miejscowym.

Narastająca wrogość do polskich pracowników to efekt przede wszystkim coraz gorszych danych z rynku pracy. Bezrobocie w kraju tulipanów wzrosło bowiem znacznie w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. W lipcu wyniosło 7 proc. - najwięcej od 1995 roku. Antypolskie nastroje coraz wyraźniej widać także w Wielkiej Brytanii. Sporą dyskusję wywołało tam zatrudnienie przez sieci marketów Tesco i Next 800 Polaków. Pracodawcy bronią się, iż nie udało się znaleźć odpowiedniej liczby Brytyjczyków chętnych do pracy. Personel był zaś potrzebny od zaraz.

Postępowanie firm skrytykowali zwłaszcza laburzyści, którzy już kilka lat negatywnie odnoszą się do Polaków. Zwłaszcza po tym jak w 2010 roku opublikowano wyliczenia, które pokazały, że pensje Brytyjczyków zmalały o ponad 5 proc. (w porównaniu do niektórych krajów strefy euro).

Także minister ds. biznesu Matthew Hancock apeluje, aby firmy brytyjskie w pierwszej kolejności zatrudniały rodzimych kandydatów. W wywiadzie dla ,,Daily Telegraph" zaznaczył, że przedsiębiorstwa ,,mają społeczny obowiązek" dawać pracę młodym Brytyjczyków. Powiedział także, że inwestycja w kapitał ludzki powinna być czasem ważniejsza niż pogoń za zyskiem. W dyskusję włączyły się także media. Ochoczo naświetlają przypadki zatrudniania imigrantów i dyskryminowania Brytyjczyków.

Holendrzy i Brytyjczycy wspólnie starają się nagłośnić problem. Asscher i szef brytyjskiego ośrodka badawczego Demos David Goodhart, opublikowali w tej sprawie specjalny list, który ukazał się na łamach ,,The Independent on Sunday". Zaciekłość Asschera w tej sprawie może dziwić zwłaszcza, że jest on politykiem lewicowej Partii Pracy. To pokazuje, że kryzys znacznie zmienił postrzeganie pewnych kwestii, niezależnie od poglądów politycznych. Piszą oni w liście, że od 2004 roku z rynku pracy w Europie Zachodniej są wypierani najsłabiej wykształceni miejscowi pracownicy. Ich miejsce zajęli bowiem obywatele nowych państw członkowskich, w dużej mierze krajów postkomunistycznych, którzy są dla pracodawców tańszym rozwiązaniem.

Asscher i Goodhart swoją inicjatywę tłumaczą biernością władz unijnych. ,,W Brukseli nie widzimy chęci zajęcia się tą kwestią. Dlatego chcemy zachęcić naszych europejskich kolegów, by przywrócili sprawę swobodnego przepływu pracowników do porządku obrad" - podkreślają autorzy.

Komisja Europejska póki co nie planuje jednak dyskutować o jakimkolwiek zaostrzaniu prawa migracyjnego. Rzecznik tej instytucji Jonathan Todd w rozmowie z PAP powiedział, że wprowadzenie ograniczeń w zakresie swobodnego przepływu osób między krajami UE nie jest w ocenie KE rozwiązaniem aktualnych problemów.

Swoboda przepływu osób wynika z art. 45 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej i jest jednym z jej filarów. Rozszerza ją dyrektywa o prawie obywateli Unii i członków ich rodzin do swobodnego przemieszczania się i pobytu na terytorium państw członkowskich z 2004 roku. Niemal połowa obywateli UE uważa ją za najważniejszą ze swobód i stawia powyżej przepływu towaru, kapitału czy usług.

KK,MA,WP.PL

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)