Trwa ładowanie...
Zaloguj
Praca dla ciebie
Przejdź na

Nasi w Singapurze

0
Podziel się:

Nie wytrzymała z tęsknoty za chłopakiem, który wyjechał na ponad roczną delegację do Singapuru. Znalazła tam pracę, spakowała walizki i wsiadła w samolot. Historię rodem z Hollywood, która wydarzyła się naprawdę, w rozmowie z Adrianem Grochowiakiem opowiada Justyna Zaleska

Nasi w Singapurze

Źródło: GUS

- Wszystko przez chłopaka?

- Dokładnie tak to się zaczęło. Mój narzeczony powiedział mi o możliwości wyjazdu na delegację do Singapuru. Wiedziałam, że nie zostawi mnie tu samej. Tym bardziej na całe 15 miesięcy.

- Jednak nie miał wyboru. Wyjechać musiał.

- Niestety. Wyjechał na początku lipca 2011 roku. Już po kilku dniach rozłąki nie mogłam wytrzymać z tęsknoty. Zaczęłam również myśleć o wyjeździe. Pomocny okazał się internet. Najpierw ostrożnie zbadałam temat. Szukałam odpowiedzi na pytanie, czy istnieje możliwość wyjazdu dla Polaków do Singapuru? Jak to zrobić?

- Z tego co słyszałem, dość wielu naszych rodaków znalazło ciekawe zajęcie w dalekiej Azji. Ponoć wystarczy mieć dobre wykształconie...

- Tak, ale jest taki mały szkopuł. Praktycznie każde ogłoszenie miało dopisek: ,,tylko dla Singapurczyków" lub ,,poszukujemy stałych rezydentów". Aż w końcu moim oczom ukazało się ogłoszenie, które idealnie do mnie pasowało. Szukano osób znających dobrze język niemiecki. Wysłałam swoje CV i list motywacyjny. Czekałam na odpowiedź...

- Długo?

- Właściwie bardzo krótko. Na drugi dzień, z samego rana, zadzwonił do mnie ktoś z numeru prywatnego. Już po rozmowie nie mogłam uwierzyć, że tak szybko odpowiedziano na moje CV! Cieszyłam się jeszcze bardziej, ponieważ firma była zainteresowana.

- Jak wyglądała rozmowa?

- Zamieniłam kilka słów z przedstawicielem działu kadr, umówiliśmy się na następną rozmowę, tym razem przez Skype'a. Przygotował dla mnie zadanie testowe. Miałam do przetłumaczenia dwa wzory listów, których miałam używać w nowej pracy. Jeden z angielskiego na niemiecki, drugi z niemieckiego na angielski. I to tyle. Po tygodniu od wysłania CV miałam już podpisany kontrakt w ręku. W połowie sierpnia wylądowałam w Singapurze.

- Potrzebna była wiza?

- Polacy w celach turystycznych do Singapuru mogą wjeżdżać na 90 dni bez wizy. W takim wypadku należy mieć bilet powrotny lub na dalszą podróż. W przypadku pracy lub nauki wymagana jest wiza albo karta pobytu (Employment Pass lub Student Pass), którą można uzyskać na miejscu. Z definicji Employment Pass wydawany jest wysoko wykwalifikowanym pracownikom, których miesięczny dochód przekracza 2500 dolarów singapurskich.

- Czym się Pani zajmowała?

- Pracowałam w biurze obsługi klienta. Odbierałam telefony i pisałam e-maile. Głównie byłam odpowiedzialna za klientów niemieckich, ale także służyłam pomocą w języku angielskim, a później także w polskim, bo kilka miesięcy po moim przyjeździe otworzono również polski dział.

- Praca jak marzenie...

- Nie ukrywajmy, ale bezpośredni kontakt z klientem jest bardzo stresujący. Jednak nie mam powodów do narzekania, bo wynagrodzenie było adekwatne. Pracowałam dziennie zasadniczo przez 8,5 godziny. Dodatkowo miałam godzinną przerwę na lunch. (8,5 h pracy plus 1h lunchu, czyli 9,5 h poza domem).

- A tyle się słyszy, ze Azjaci to nawet w pracy nocują, aby tylko przypodobać się szefowi...

- Ze mną też tak prawie było. Zwykle pracowałam do późnych godzin popołudniowych. Ale zdarzało się, że musiałam zostać do północy albo dłużej. Na szczęście zmęczona szybko mogłam dostać się do domu. Jechałam metrem przez cztery przystanki. To nawet nie 10 minut drogi. Zdarzało mi się też wracać taksówką.

- Ciekawe, ile kosztuje wynajęcie czterech kątów w Singapurze? Ponoć jest tam drożej niż w Nowym Jorku.

- Nieruchomości osiągają tutaj horrendalne ceny. My natomiast mieliśmy na tyle komfortową sytuację, że mieszkanie było opłacane przez pracodawcę mojego chłopaka. Mieszkaliśmy w pięknym apartamencie przy Orchard Road. Mieliśmy basen, siłownię, saunę, śniadania. Czegóż chcieć więcej ...

- W Singapurze na ulicy można spotkać naszych rodaków?

- Zdarza się. Jest nas tam coraz więcej! W zeszłym roku byliśmy na wyborach w polskiej ambasadzie. Okazało się, że zarejestrowanych do głosowania było prawie 300 osób. Ci Polacy, których poznaliśmy byli studentami. Niektórzy przyjeżdżali tam ze swoimi rodzinami. Mężowie pracowali, a żony opiekowały się dziećmi.

- Wynika z tego, że można tam dobrze zarobić. Zresztą Singapur słynie z niskiego bezrobocia, niskich podatków i wysokich zarobków. Mówi się, że za średnią pensję można kupić tam cztery najnowocześniejsze komórki, a wartość takich trzech to koszt wynajmu mieszkania.

- To sprawa indywidualna, ale mogę powiedzieć, że pracując w Singapurze z reguły naszych rodaków stać na wszystko. Razem z chłopakiem mieliśmy wystarczająco pieniędzy, aby dużo zwiedzać, jeździliśmy też po sąsiednich krajach. A do tego troszkę zaoszczędziliśmy.

- Nic tylko pogratulować. Może jednak dało się zauważyć jakieś niedoskonałości w tym wspaniałym mieście. Np. kiepsko działająca służba zdrowia.

- I w tej dziedzinie jest to zupełnie inny świat. Singapurska opieka medyczna jest super. Tu złego słowa powiedzieć nie mogę. Pracodawca daje pracownikowi kartę medyczną oraz listę placówek leczniczych. Kilka razy byłam u lekarza, bo szczególnie nękały mnie migreny. Szłam wtedy do najbliższej placówki (po drugiej stronie ulicy miałam aż dwie, jedna obok drugiej), okazywałam kartę i ... lekarz czekał już na mnie w gabinecie. Nie była potrzebna wcześniejsza rejestracja telefoniczna. Raz tylko zdarzyło mi się czekać w poczekalni 15 minut. Wizyta przebiegała szybko i sprawnie. Lekarz wypisywał leki i z uśmiechem życzył mi powrotu do zdrowia. Jeśli chodzi o leki, to są wydawane od razu przy recepcji! I płaci za nie pracodawca. No i dodam jeszcze, że jeśli pracownik dostaje zwolnienie lekarskie to 14 dni chorobowego w roku jest w 100% płatne.

- A co może powiedzieć Pani o tubylcach? Jak się zachowują na co dzień? Jak postrzegają nas, Europejczyków?

- Singapurczycy to dość specyficzny naród. Pamiętam moją pierwsza przejażdżkę metrem. Myślałam, że tu wszyscy skośnoocy będą patrzeć na mnie jakoś dziwnie, jak to czasami Polacy patrzą na innych. Skądże znowu! Ich interesował tylko iPhone lub tablet. Wpatrzeni byli w te gadżety, jak w lusterka. Singapurczycy się nie spieszą, nigdzie. No chyba, że chodzi o jakąś super wyprzedaż, to biegną ile sił w nogach, bo zakupy to ... ich sport narodowy. Z biegiem czasu taka powolność może denerwować. Szczególnie w pracy: my wolimy zrobić nasze zadania jak najszybciej i najlepiej, a Singapurczyk nie spieszy się, bo wie, że nie wyjdzie przed godz.18 do domu. To już taka kultura pracy, obecna w wielu krajach azjatyckich. Takie spiesz się powoli w ich wydaniu.

- Są komunikatywni?

- Na początku trudno było mi się dogadać albo może ich zrozumieć. Język angielski to język urzędowy, ale angielski w ich wydaniu to tzw. singlish. Spróbujcie sobie wyobrazić Azjatę z mandaryńskim akcentem mówiącego po angielsku. Ale z czasem człowiek do wszystkiego się przyzwyczaja. Ba! Nawet podłapuje coś z ich języka i sam zaczyna tak mówić. Próbowałam uczyć się języka mandaryńskiego, ale na próbach się skończyło.

- Wypad na zakupy wiązał się ze sporymi wydatkami?

- Ceny są różne. To co w Polsce jest tanie, tam jest drogie. Idealnie moje słowa potwierdzają wszechobecne u nas ziemniaki - tam to jedno z najdroższych warzyw. Będąc w Singapurze o wiele bardziej opłaca się zjeść coś na mieście w tzw. food courtach. Obiad kosztuje kilka dolarów. Możliwości wyboru są nieograniczone.

- Widać, że zakochała się Pani w Singapurze.

- Mogłabym nawet tam już zostać. Kto wie, może w najbliższej przyszłości wezmę nogi za pas i wyjadę. Chociaż tym razem wybrałabym Tajlandię albo Australię.

- Słyszałem, że swoje zagraniczne przygody opisywała Pani w sieci.

- Tak, dlatego zapraszam na mojego bloga, gdzie można przeczytać o moich eskapadach oraz zobaczyć mnóstwo zdjęć. Adres to www.singapore-asia.blogspot.com.

- Dziękuję za rozmowę.

wiadomości
praca
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)