Za granicą grzebią w kontenerach na śmieci, zaś w Polsce jeżdżą drogimi samochodami, na sobie mają markowe spodnie i żyją lepiej niż inni. U nas uchodzą za "biznesmenów". Oto prawdziwy obraz handlarzy częściami z regionu. Nowy polski filmowy hit zatytułowany "Yuma" do kin ściąga mnóstwo widzów. Fabuła opowiada o tym, jak w latach 90. mieszkańcy terenów przygranicznych zarabiali krocie kradnąc wszystko co się da z Zachodu. My sprawdzamy, czy dziś nadal tak jest. Jak zmieniło się życie "importerów" przez ostatnią dekadę?
Prawdziwy szał i inwazja na naszych zachodnich sąsiadów rozpoczęła się w 2004 roku. Gdy otwarto granice, a niemiecka policja zaczęła bardziej pobłażliwie patrzeć na rejestracje z Polski, nasi rodacy zaczęli przywozić wszystko co się dało. - Osiem lat temu nie było pier* *. Wpadaliśmy na serwis i ładowaliśmy do busa wszystko co nawinęło nam się pod rękę. Niemcy jeszcze się cieszyli, że nie muszą sami tego dźwigać i nosić do kontenerów - opowiada Jarek z Przemętu, który na "teile-biznesie" postawił dom. - W salonie podobnym do tego, co ma Ciesiółka w Lesznie (woj. wielkopolskie), gdzieś w okolicach Hamburga, zwijaliśmy szrot. Jeździliśmy w trzech. Jeden kolega wskakiwał do kontenera, podawał teile (niem. części) drugiemu, a ja wrzucałem na pakę. Chłopcy kiedyś tak się zagalopowali, że silnik od golfa też wylądował w sprinterze. Okazało się, że mechanicy wyjęli go, aby zrobić coś w aucie, a potem znów go włożyć. Ich strata - śmieje się.
Do dziś przywozi się różne rzeczy. Kiedyś lody kręcono na katalizatorach. Można było za jednym razem przywieźć ich nawet 400! W regionie sprzedawano je dalej. Firmy zajmujące się utylizacją rozcinały je i... znów wywoziły do Niemiec, gdzie odzyskiwano z nich metale szlachetne, głównie platynę. Złote czasy katalizatorów już się skończyły, jednak Polak zawsze coś wykombinuje. Dziś życie wygląda inaczej.
13 tysięcy "na czysto"
Na wyjazd po zachodniej Europie dziś jedzie się zazwyczaj w trójkę. Dwóch organizuje wypad, trzeci to najemny pomocnik albo zmiennik kierowcy. Za 6- dniowy wyjazd zarabia 1000 złotych. Pozostali czysty zysk dzielą na pół. A jest co, bo jak się uda przywożą 13 tysięcy złotych. Jak tyle zarobić? Teraz nie ma możliwości "gratisowego" wywozu śmieci. W serwisach pilnuje ich ochrona. - Niemcy już wiedzą, że w Polsce robi się na tym pieniądze. Nie dadzą nic za darmo - opowiada Andrzej z Lipna. W serwisie z rozbitego auta wyrzuca się np. lampę, która ma urwane zatrzaski. Dla nas to nic takiego, a według naszych sąsiadów nie nadaje się ona już do użytku. Od Polaków wezmą za nią do 15 euro. Nawet 17 euro (ponad 72 zł) może kosztować reflektor od najnowszego mercedesa. Może być uszkodzony, ale jest kompletny. U nas w kraju spawa się ułamany plastik albo poleruje rysę na szkle. Lampę po regeneracji sprzedaje się później na giełdzie np. w Poznaniu za około 800 złotych. Zainteresowaniem cieszą się też zderzaki z
pokolizyjnych aut. Najwięcej zarabia się na tych od volkswagena, audi i mercedesa. Kupuje się je za maksymalnie 3 euro (ponad 12 zł). Po spawaniu i lakierowaniu w typowym przydomowym warsztacie, gdzie mechanikiem mógłby być każdy "statystyczny szwagier" wycenia się taki zderzak na prawie tysiąc złotych.
Za kiełbasę i wódkę
Wojaże w poszukiwaniu dobrych części za granicą trwają kilka dni. Ci, którzy głównie utrzymują się z takich wyjazdów przekupują pracowników serwisu, aby składowali im lepsze części. Za odpowiednią ilość polskiej wódki i kiełbasy można załadować całego busa części, za które oficjalnie płaci się symboliczne 100 euro. Do tego pracownicy dorzucają fakturę, która jest niezbędna podczas policyjnej kontroli, w przeciwnym razie można mieć sprawę sądową i być podejrzanym o kradzież. Zdarzały się przypadki, że nasi rodacy trafiali na trzy miesiące do aresztu śledczego, gdzie oczekiwali sprawy.
- Chodziarz znajdzie pracę
- Norwescy pracodawcy szukają polskich pracowników
- Na wschód po pracę Nie pozostawia cienia wątpliwości fakt, że taki wyjazd trochę kosztuje. Wynajęcie busa, paliwo i jedzenie. W kieszeni trzeba mieć nawet 3 tys. złotych. "Polak potrafi" głosi stare porzekadło. Handlarze z regionu potrzebują czasami ledwo 500 złotych. Nastawiają się na czysty zysk. - Są tacy, co tankują od Ruskiego - opowiada Rafał z Leszna. - Gdy kierowca tira śpi na przydrożnym parkingu, podbiegają do niego z kanistrami i bezszelestnie opróżniają zbiornik. Wyłamują wlew paliwa, wkładają gruby wąż i zasysają. Oprócz tego, że w dalszą podróż wyruszają zatankowanym do pełna busem, na pace mają zapas wystarczający na przejechanie połowy Europy. Wypożyczone auto dostaje nieźle w kość. - Były takie wyjazdy, że jechaliśmy non stop przez 3 albo 4 dni. Silnik nie był wcale gaszony, zmienialiśmy się tylko za kółkiem - dodaje handlarz z Przemętu. Często busy jadą też przeładowane. Na mercedesa sprintera o długości 8 metrów można załadować nawet 3,5 tony towaru, gdzie tyle wynosi całkowita masa dopuszczalna pojazdu.
Na dzikusa
Dwóch mieszkańców Góry także postanowiło zrobić biznes na częściach z Zachodu. Dojechali do Francji, jednak na pace mieli tylko dwa dziecięce rowerki, które znaleźli po drodze. Skończyły się im pieniądze, byli przemęczeni i głodni, więc postanowili zrobić to tak, jak słyszeli z opowieści innych. Zaspokoili głód metodą "na dzikusa". Weszli do Lidla i zaczęli ucztę. Zjedli po kilka bagietek z serem, spróbowali ślimaków i wypili markowe wino. Ochrona nawet nie reagowała. Musieli się chyba bać. W pobliżu sklepu remontowano kamienicę. Jeden z nich znał kilka słów po francusku. Zaproponował ekipie wywóz składowanych wanien w zamian za 200 euro. Ci bardzo się ucieszyli i pomogli załadować im złom na pakę. Dopiero w Polsce zorientowali się, że przywieźli miedziane wanny. Zarobili krocie.
I kto pomyślałby, że opisane historie pozwoliły naszym rozmówcom wybudować spore domy, kupić nowe BMW i VW, a także trzy razy do roku wyjeżdżać na Majorkę albo przynajmniej do Chorwacji. - Pieniądze leżą na ulicy, tylko trzeba umieć je podnieść - mówi jeden z nich otwierając pilotem swoje BMW X6, którym jedzie właśnie kupić nowego smartfona, bo jego iPhone już nie jest modny.
Adrian Grochowiak
Imiona bohaterów zostały zmienione.
(AS)