Trwa ładowanie...
Zaloguj
Praca dla ciebie
Przejdź na

Jak od zera zacząć pracę za granicą?

0
Podziel się:

Najpierw Irlandia, teraz Hiszpania – Ewelina pomimo niespełna 30 lat już drugi raz zaczyna życie w zupełnie obcym dla siebie kraju

Jak od zera zacząć pracę za granicą?

Najpierw Irlandia, teraz Hiszpania - Ewelina pomimo niespełna 30 lat już drugi raz zaczyna życie w zupełnie obcym dla siebie kraju. Głęboki kryzys na Zielonej Wyspie zmusił Ewelinę i jej rodzinę do szukania szczęścia w innej części Europy. Wybór padł na Hiszpanię, pomimo że ta przeżywa głęboką recesję.

Ewelina intensywnie uczy się hiszpańskiego, bo angielski w Hiszpanii na niewiele się przyda. Tworzy dom dla swojej 3-osobowej gromadki maluchów, adaptuje się do nowych warunków, poznaje kulturę, zwyczaje. To duże wyzwanie wymagające wytrwałości, odwagi, ale Ewelina z natury jest optymistką i wie, że da radę.

Wyjechała zarobić na studia

- Z Polski wyjechałam zaraz po maturze w 2004 r. Nie dostałam się na turystykę na UAM więc wymyśliłam, że pojadę na wyprawę do Irlandii gdzie był już mój brat i zarobię pieniążki na kurs przygotowawczy na studia i podszlifuję mój angielski - opowiada Ewelina. - Moje początki w Dublinie, bo tam mieszkałam całe 7 lat, były pewnie łatwiejsze niż wielu innych osób. Nie byłam pozostawiona sama sobie.

Na początku Ewelina zamieszkała u swego brata. Rodzice pomagali jej finansowo zanim nie stanęła na własnych nogach. Na szczęście tydzień po przyjeździe do Dublina udało jej się znaleźć pracę w "coffe-shopie" w którym pracowała jej bratowa. Traf chciał, że w tym czasie jeden z pracowników odchodził. Ewelina poszła na rozmowę kwalifikacyjną i...dostała pracę, pierwszą w swoim życiu.

- Miałam wtedy 19 lat. Było mi ciężko. Pracowałam jako kelnerka na pełen etat od 10 do 19 i byłam bardzo, bardzo zmęczona - wspomina swoje początki Ewelina - To był szok, bo z życia nastolatki wkroczyłam w dorosłe, odpowiedzialne życie. Ale za to czułam się niezależna. Wkrótce było mnie stać, aby sama się utrzymywać i jeszcze trochę zaoszczędzić.

Na początku problemem był język. Pomimo, że Ewelina przyjechała z biegłą znajomością angielskiego - przynajmniej tak jej się wydawało - to jednak szybko okazało się, że "żywy angielski" różni się od tego książkowego.Ewelina przyznaje, że gdy poznała Viktora, swego obecnego partnera, nauka angielskiego szła jej zdecydowanie lepiej.

- Victor zatrudnił mnie w swojej restauracji. Tam miałam kontakt z klientami. Poza tym Victor i jego znajomi Irlandczycy chętnie uczyli mnie nowych powiedzeń i kultury, również języka irlandzkiego - mówi Ewelina.

Na początku urzekła ją witalność Irlandczyków. To, że ze wszystkimi serdecznie się witają, także z nieznajomymi, przepraszają nawet jeśli to nie była ich wina. - To było zupełne przeciwieństwo ponurej i smutnej Polski. Choć z czasem nauczyłam się, że nie wszystkie ich uśmiechy są szczere...jak wszędzie zresztą - przyznaje Ewelina W ciągu kolejnego roku Ewelina zmieniła branże.

- Pracowałam w modzie, tam dostałam stanowisko kierowniczki. Myślę że w Polsce byłoby to raczej niemożliwe chociażby dlatego, że miałam dopiero 20 lat i byłam w trakcie studiów - mówi Ewelina. - Później pojawiły się dzieci. Pogodzenie pracy z wychowaniem trójki dzieci było niemożliwe - dodaje.

Nowy kraj, nowy język, nowe życie

W ub. roku całą rodziną przeprowadzili się do Hiszpanii. To była trudna decyzja, ale kryzys w Irlandii zmusił ich do tego. Viktor postanowił spróbować szczęścia w swoim rodzinnym kraju i wrócić tu po 20 latach. Otworzył restaurację w przepięknym miasteczku nieopodal Madrytu, położonym u podnóża gór. Trafił w dziesiątkę. Pomimo, że dopiero zaczyna, już nie brakuje mu stałych klientów. A to, jeśli chodzi o Hiszpanów-tradycjonalistów, to duża sztuka. Restauracja ma niepowtarzalny klimat, a Viktor zawsze wita uśmiechem swoich klientów, zamieni z każdym parę przyjaznych zdań. Zza baru kuszą zapachy domowych wypieków. To specjalność Eweliny.

  • Pracują 50 godzin w tygodniu, zmusza ich do tego życie
  • Hiszpania: strajk nauczycieli przeciwko cięciom Ewelina pomaga Viktorowi jak może. Stara się zawsze coś upichcić. Bo Hiszpanie to smakosze, przepadają za słodkościami. Pomimo kryzysu idzie im dobrze. Viktor przyznaje, że jak zaczynał wszyscy mówili, że jest albo bardzo odważny albo szalony, bo to raczej nie najlepszy okres na zaczynanie swojego biznesu. Wszystko wokół się zamyka. - W Hiszpanii możemy sobie pozwolić na więcej niż w Dublinie. Standard życia jest tu o wiele lepszy, jedzenie również. Poza tym wszystko jest tańsze - mówi Ewelina. Dodaje, że mieszkanie, dużo ładniejsze, niż to w Dublinie, udało im się wynająć za 400 euro. To trzy razy taniej niż płacili w Irlandii.

O tęsknotach i radościach

Ewelina twierdzi, że największym minusem mieszkania za granicą to ten, że zawsze będzie czuła się jak obcokrajowiec i będzie jej brakowało ojczystego języka. - Na przykład nie będę w stanie zrozumieć jakiegoś żartu po hiszpańsku - mówi. Stara się wychowywać dzieci tak, aby znały polską kulturę. Wszystkie mówią po polsku, pomimo że w domu dominuje angielski.

Przyznaje, że najtrudniejsze momenty na obczyźnie to te związane z nostalgią i tęsknotą za rodziną: - Pamiętam swoje drugie Święta Bożego Narodzenia w Irlandii. Byłam samiutka, brat z żoną w Polsce, ja nie mogłam ze względu na pracę, a Victor spędzał je ze swoim synem. Przepłakałam całą Wigilie. Na drugi dzień zaprosiła mnie znajoma Irlandka. Jest ich ośmioro plus rodzice więc było wesoło i gwarnie, ale ja i tak czułam się nieswojo - wspomina Ewelina.

Zdaje sobie sprawę, że w Polsce nigdy nie mogłaby pozwolić sobie na podróże, jakie wciąż odbywali w Irlandii. Nie poznałaby tak wiele pięknych miejsc i tylu ludzi z różnych stron świata. To zalicza do wielkich atutów pobytu za granicą. - Pamiętam jak na początku zawsze w jakiś długi weekend zabieraliśmy się samochodem z bratem i bratową, z mapą i przewodnikiem w kieszeni. Jechaliśmy zwiedzać nieznane nam strony. Zatrzymywaliśmy się w bed&breakfast za 28 euro i tak zwiedziliśmy kawałek Irlandii. Bardzo miło wspominam te czasy. Wtedy jeszcze bez dzieci, więc byliśmy bardziej wyluzowani - opowiada Ewelina. Do najpiękniejszych momentów zalicza te związane z narodzinami swoich dzieci. Cała trójka urodziła się w Irlandii dlatego ten kraj zawsze będzie jej bliski. - Teraz dopiero, po przyjeździe do Hiszpanii, zaczynam przypominać sobie te piękne chwile spędzone tam, ludzi, których poznałam. A jak w Dublinie mieszkałam to już miałam dosyć deszczu, wiatru, nudy - dodaje Ewelina.

Hiszpan i Irlandczyk - dwa inne światy

Hiszpania miała być słoneczną odmianą po zachmurzonej Irlandii: - Tutaj ludzie mają inną mentalność niż w Irlandii. Kobiety rozmawiają wyłącznie o sprzątaniu, praniu i tym co na obiad ugotować. W Irlandii to były tematy tabu. Poza tym Hiszpanie bardzo dbają o rutynę posiłków, przestrzegają swoich codziennych obrządków. No i mają bardzo czysto w domach. A to miła odmiana, w porównaniu z niezbyt czystymi Irlandczykami - mówi Ewelina.

Chociaż Ewelinę często denerwuje, że tematem przewodnim rozmów są błahostki, to jednak widzi wiele pozytywnych cech Hiszpanów. Są głośni, weseli, otwarci, prowadzą życie poza domem, nie mają tylu zahamowań. To pogodne usposobienie, to - jak sądzi - kwestia ciepłego klimatu

Pomimo, że Ewelina czuje się czasami sfrustrowana, bo nie zna dobrze języka hiszpańskiego i nie ma jeszcze wielu znajomych, to wie, że ani do Irlandii, ani do Polski nie wróci. - W Polsce raczej nie widziałabym przyszłości dla Hiszpana, który w dodatku nie mówi po polsku - śmieje się Ewelina. Pomimo, że czasowo nie pracuje zawodowo i jest - jak sama o sobie mówi - kurą domową, to ma nadzieję, że z czasem znajdzie pracę. Dodaje, że niczego w życiu nie żałuje. Ma wspaniałą rodzinę, bagaż doświadczeń, dzieci władają kilkoma językami. - Jeśli komuś trafi się taka szansa, aby zmienić swoje życie, to trzeba ją wykorzystać - mówi z przekonaniem Ewelina.

Marzena Olechowska, Madryt

(JK)

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)