Chcesz znaleźć pracę w Wielkiej Brytanii? Zastanawiasz się nad emigracją, ale boisz się podjąć ostateczną decyzję o wyjeździe? Marta wyjechała do Londynu dwa lata temu. Początkowe trudności nie zraziły jej i dzisiaj jest szczęśliwa, że może mieszkać w takim magicznym mieście, jak Londyn.
Dziewczyna szukała pracy w Polsce dwa lata. Od razu po czteroletnich studiach z turystyki i rekreacji chciała bardzo znaleźć zatrudnienie w biurze podróży. Takie było jej marzenie: - Niestety często marzenia mają to do siebie, że się nie spełniają. Tak było i w moim wypadku - wspomina Marta - na jedno miejsce było podobno nawet 60 osób chętnych. A to była tylko zwykła praca w obsłudze klienta. W dodatku słabo płatna. Wynagrodzenie nie było wyższe niż 1400 zł. Na rozmowę kwalifikacyjną trafiałam kilka razy i zawsze odchodziłam z kwitkiem z powodu braku doświadczenia zawodowego. Odpowiadałam, że chcę je zdobyć, ale to i tak nic nie pomagało - żali się dziewczyna.
Po pół roku zaczęła pracować dorywczo w sklepie z ubraniami, na pół etatu, ale wynagrodzenie nie starczało jej nawet na opłacenie wynajmowanego pokoju. - Byłam załamana. Na studiach miałam bardzo dobre wyniki. Jestem osobą energiczną, uśmiechniętą. Czy to moja wina, że dorosłam w czasach, w których nikt nie chce przyjąć do pracy dziewczyny od razu po studiach? Byłam wówczas bardzo rozgoryczona - wspomina. Po roku wprowadziła się z powrotem do rodziców: - I to był w moim życiu przełom. Zrozumiałam, że aby się usamodzielnić, żyć jak człowiek dorosły, a miałam w tedy 24 lata, jedynym wyjściem jest wyjechać z Polski, z mojego ukochanego Gdańska.
W poszukiwaniu pracy za granicą
Marta zapisała się na intensywny kurs angielskiego, którego wcześniej uczyła się na studiach. Pożyczyła pieniądze na naukę od rodziców i zaczęła poważnie myśleć o emigracji. Jednak miała wiele wątpliwości. Słyszała dużo opowieści o tym jak wykorzystuje się Polaków za granicą. Jednocześnie wiedziała, że wiele koleżanek ze studiów wyjechało i jakoś sobie radzi: - Postanowiłam działać. Nie chciałam tylko marzyć o wyjeździe jak wielu moich znajomych - mówi dziewczyna. Rozpoczęła intensywne poszukiwania ofert pracy w internecie. Chciała bardzo mieszkać w dużym ośrodku miejskim. Londyn wydawał się jej idealny dla emigrantki z Polski. Tak często oglądała to miasto w telewizji. Mimo że mogła wyjechać do małych angielskich miejscowości na krótkie kontrakty w ośrodkach wypoczynkowych, nie skorzystała z tego typu oferty: - Wydaje mi się, że jest to oferta dla osób, które chcą mieszkać w Polsce, a kilka razy w roku po prostu dorywczo dorabiać za granicą. Planowałam jednak kilkuletni wyjazd lub na stałe. Dlatego jej
poszukiwania zawęziły się do Londynu, miasta tak niedaleko położonego od ojczystego kraju: - Przede wszystkim jest tam ogromna społeczność polska. Człowiek nie czuje się wyobcowany. Wiedziałam że chce zamieszkać w dzielnicy Ealing, bo tam właśnie skupiają się Polacy - wspomina Marta.
Gdy zajrzała na stronę gumtree.com rozbolała ją głowa od ogromu ofert pracy, wynajmu pokoi i mieszkań. Razem z koleżanką, którą udało się namówić na wspólny wyjazd spędzały całe dnie przeglądając internet. W końcu odważyły się dzwonić pod wskazane numery telefonów pracodawców: - Wysyłałyśmy swoje CV online lub rozmawiałyśmy przez Skype .Po dwóch tygodniach poszukiwań koleżanka Marty została zaproszona na tydzień próbny do sklepu z odzieżą męską. Ja wciąż nie miałam odpowiedzi od pracodawców. Jednak nie traciłam nadziei - mówi Marta.
Londyn i wielka przygoda
Pokój znalazły jeszcze będąc w Polsce na stronie Londynek.net. Były szczęśliwe. Z właścicielem mieszkania porozmawiały przez Skypa i umówiły się, że pieniądze wpłacą po przyjeździe na miejsce: - Starałyśmy się być ostrożne. Przy rozmowie z właścicielem była obecna moja mama. Chciałam, żeby rodzice wiedzieli gdzie i po co się wybieramy - wspomina dziewczyna. - Do Londynu przyjechałyśmy autobusem. Poznaliśmy w nim sporo Polaków, w tym dziewczynę, która dała mi namiary na londyński cleaning serwis, czyli firmę sprzątającą. - Jeśli nie znajdziesz nic innego, tam będziesz się mogła zaczepić - doradziła jej pasażerka autobusu.
Londyn zrobił na dziewczynach ogromne wrażenie. Okazało się, że czas spędzony na zapoznawaniu się z miastem poprzez przewodniki nie był straconym. Dzięki temu wiedziały jak kupić kartę na metro, jak korzystać ze środków komunikacji: - Zabrałam też ze sobą GPS. Okazał się zbawienny w gmatwaninie londyńskich uliczek - mówi Marta.
Od tego momentu dziewczyny intensywnie szukały pracy. Chodziły od sklepu do sklepu, od restauracji do restauracji. Koleżanka Marty po okresie próbnym dostała pracę na umowę w sklepie z męską odzieżą: - Mimo że ja nie miałam tyle szczęścia, nie poddawałam się. W ciągu pierwszego tygodnia pobytu pracowałam dorywczo w serwisie sprzątającym. Dzięki temu miałam więcej funduszy, by mieszkać w Londynie i nadal szukać lepszej pracy - relacjonuje Marta.
Spacerując pewnego dnia po jednej z głównym ulic Londynu, Oxford Street, w sklepie sieciowym Zara zauważyła polską obsługę: - Menagerem był tam Polak. Ponieważ jedna z dziewczyn odeszła na zwolnienie lekarskie, poszukiwał nowego pracownika. Znalazłam się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie - mówi dziewczyna. Za jednym zamachem odmieniło się jej życie. Dostała umowę o pracę. Pracowała 36 godzin tygodniowo, zarabiała 6 GB na godzinę oraz miała dokładnie takie same prawa w pracy jak Brytyjczycy. Była bardzo szczęśliwa. Zaczął spełniać się jej sen o samodzielności i życiu na własny rachunek.
Cienie i blaski emigracji
- Za każdy wybór płaci się zawsze jakąś cenę. Emigracja bywa bardzo trudną szkołą życia, szczególnie na początku. Człowiek tęskni za rodziną i znajomymi. Wyjeżdżając z kraju nie byłam osobą zamożną. Moje środki do życia ograniczały się do 600 funtów które wzięłam ze sobą oraz tego co zarobiłam. Często moja lodówka na początku mojego pobytu bywała pusta - wspomina Marta. Jednak jeśli miałaby oceniać, jej wybór okazał się słuszny: - Przynajmniej wykonałam jakiś ruch. Nie czekałam w kraju by zasilać szeregi bezrobotnych. Mam pracę i udało mi się odbudować swoją wiarę w siebie.
Dziewczyna zarabia tyle, że będzie ją za jakiś czas stać na malutkie mieszkanie, które ma zamiar wynająć wspólnie z koleżanką. Mimo że czasami jest jej ciężko, jest szczęśliwa: - Nie jestem wprawdzie pracownikiem biura podróży jak marzyłam, a moja praca kompletnie nie ma nic wspólnego z moimi studiami, ale tej chwili to już nie ma dla mnie znaczenia. Najważniejsze, że mam pracę, a moje wynagrodzenie daje mi możliwość prowadzenia samodzielnego życia - puentuje z przekonaniem Marta.
Renata Brodzińska Ziemian