(C) JPC-PROD - Fotolia.com /
"Na rozmowie kwalifikacyjnej mam problem z odpowiedzią na pytanie 'ile chciałby pan zarabiać'. Wiadomo, że każdy chciałby dostać jak najwięcej. Jak wybrnąć, by nie podać kwoty, a odpowiedzieć tak, by rekruter był usatysfakcjonowany?" - pyta Internauta.
Odpowiada Anna Pierzycka, ekspert ds. kadr i płac
To pytanie wydaje się problematyczne, jednak istnieje kilka sposobów umiejętnego odniesienia się do niego. Tak naprawdę nie warto jest unikać konkretnych odpowiedzi na pytanie o zarobki. To czym możemy się posiłkować w takim przypadku, to nasza wiedza. Z faktami się w końcu nie dyskutuje. Przed pójściem na rozmowę kwalifikacyjną warto wcześniej przeanalizować rynek i zorientować się ile zarabiają ludzie w tej branży na podobnych stanowiskach, np. w konkurencyjnych firmach. Wówczas na padające pytanie: ,,ile chciałby Pan zarabiać?", można odpowiedzieć, że przeanalizowało się rynek i rozpiętość płac wynosi tyle i tyle.
Można dodać, że chciałoby się np. znaleźć blisko górnej granicy tych widełek, bądź też ze względu na dodatkowe korzyści wynikające bezpośrednio ze współpracy z daną firmą, przyjąć średnią tych widełek (i tutaj podajemy kwotę). Ważne jest, aby podać kwotę brutto, gdyż kiedy podajemy pożądaną kwotę netto, pracodawca może uznać ją za kwotę brutto - ciężko będzie później wyjaśnić takie nieporozumienie. Jeżeli ma się wyraźny problem z podaniem konkretnej sumy, można sprytnie ominąć temat, odpowiadając pośrednio: "chciałbym zarabiać 10 proc. więcej niż w mojej ostatniej firmie", a na pojawiające się zazwyczaj w następstwie pytanie o kwotę, powiedzieć po prostu ile zarabiało się poprzednio. W przypadku, kiedy kompletnie nie czujemy się na siłach, by odpowiedzieć na pytanie o przyszłe zarobki, można wyjść z opresji, proponując rozmowę o zarobkach już podczas finalnych negocjacji, na ostatnim etapie rozmowy kwalifikacyjnej.
Wydanie internetowe magazynrekruter.pl