Zapewnia, że traktuje się go na równi z innymi pracownikami. To świetnie, że udało mu się znaleźć takiego pracodawcę - myślę w pierwszym odruchu empatii. A potem przypominam sobie, że zawody masażysty i rehabilitanta zostały jakby przypisane osobom niewidomym. Co zatem z bohaterem reklamówki? Dla większości z nas jest niepełnosprawnym chłopakiem, który spełnia się w swojej profesji. Dla tych, którzy na co dzień zajmują się problematyką niepełnosprawności - to stereotyp niewidomego pracownika od lat przyporządkowanego do zawodowej szufladki.
Było normalnie
- Jak po wojnie wychodziłam za mąż, to trafił mi się taki, co miał obie ręce i nogi, a o takiego było wtedy trudno - zwierzyła się kiedyś babcia koleżanki. Ten dowcipny cytat oddaje prawdę o miejscu osób niepełnosprawnych w odradzającym się po II wojnie światowej polskim społeczeństwie. W każdej rodzinie był ktoś, kto po walkach, obozach, więzieniach czy torturach nigdy nie doszedł do zdrowia i emocjonalnej równowagi. Przechodnie z amputowanymi kończynami, poruszający się na wózkach, niesłyszący czy niewidomi nie wzbudzali niezdrowej ciekawości - byli obok dzieci biegnących do szkoły i urzędników zmierzających do biur. Nikt się nie dziwił, że uczą się i zakładają rodziny, że pracują w zawodach wyuczonych lub zdobywają kwalifikacje - przecież z czegoś musieli żyć i zapewnić dzieciom przyszłość.
Najlepsi w szczotkach!
Idea spółdzielczości inwalidzkiej była słuszna. Nasze ludowe państwo chciało stworzyć spokojne miejsca pracy dla ludzi niepełnosprawnych i chorych, którzy nie sprostaliby wymogom ponad stuprocentowych norm wydajności. Układanka społeczna jednak się rozsypała. Polska Ludowa oddzieliła niepełnosprawnych obywateli od ,,zdrowej części społeczeństwa". Zamknęła ich w hermetycznych grupach, z systemem mniejszych wymagań i oczekiwań. Przez 44 lata PRL-u w sprawnej części społeczeństwa wytworzył się obraz pracownika niepełnosprawnego - zdolnego do nauki tylko na poziomie zawodowym, szkolonego w konkretnych profesjach, wykonującego proste prace, np. przy wyrabianiu szczotek, gadżetów turystycznych, bibelotów, ubrań ochronnych. Niepełnosprawni przyjęli ten obraz i z nim się pogodzili.
To ja mogę pracować?
W latach 90. Polacy przeżyli szok ekonomiczny. Wprowadzenie gospodarki rynkowej i prywatyzacja państwowych zakładów pracy przyniosły masowe zwolnienia. Popularne stało się urzędowe uznanie za niesprawnego i przejście na rentę. W ten oto sposób III RP została ,,potęgą" w kategorii niepełnosprawności. Liczyła aż 5,5 mln niepełnosprawnych obywateli, z czego zaledwie 21,9 proc. aktywnych zawodowo (1993 r.)*.
Wprowadzenie w 1991 r. Ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych miało ten wskaźnik podwyższyć. Utrzymano rynek pracy chronionej, ale jednocześnie stworzono osobom niepełnosprawnym możliwość podjęcia pracy na tzw. rynku otwartym - na stanowiskach przystosowanych do ich potrzeb. Wprowadzone ulgi i dofinansowania miały ułatwić im rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej bądź staranie się o posady w firmach na ogólnych zasadach rekrutacji.
Tymczasem ustawa doczekała się aż kilkudziesięciu nowelizacji (projekt ostatniej złożono w tym roku), których zadaniem było jak najlepsze przystosowanie jej postanowień do realiów. Wskaźnik zatrudnienia zamiast podskoczyć - zmalał do ok. 16 proc*. Niepełnosprawny pracownik musiał się zmierzyć z nowymi przepisami. Ogarnięty był jeszcze PRL-owskim marazmem, przyzwyczajony do udogodnień i stałej renty zapewniającej minimum socjalne, pozbawiony inwencji, niepewny co ma robić, bo ucichł głos państwowego nakazu, jak żyć i pracować. Próbując odnaleźć się w nowej rzeczywistości, zrozumiał coś, co przez lata inni starali się przed nim ukryć, a on swą biernością w tym pomagał. Odkrył, że niewidomy nie musi być już masażystą, niesłyszący - pracować przy taśmie w fabryce, że mężczyzna pozbawiony nogi może być świetnym kierowcą. Niepełnosprawny pracownik poznał podstawowe prawo niezależnego człowieka MOGE WYBIERAC!
Odnalezieni
Ci, którzy pomimo niepełnosprawności osiągają sukcesy, stali się wzorem. Zasiedli w ławach sejmowych, są członkami zarządów i rad nadzorczych przedsiębiorstw, piastują odpowiedzialne funkcje społeczne i polityczne, prowadzą firmy, odnajdują się w nowoczesnych, przyszłościowych zawodach - telemarketera, reaserchera, doradcy zawodowego, brokera ubezpieczeniowego, maklera czy specjalisty ds. marketingu. Pokazują, że pomimo ograniczeń mogą wykonywać prace fizyczne i nie liczą tylko na posady, które ułatwiają życie. Inni zwyczajnie funkcjonują, tak jak przed wypadkiem lub chorobą. Wielu to bohaterowie materiałów zamieszczanych na łamach ,,Integracji": Czesław Ślusarczyk, niewidomy informatyk, adiunkt w warszawskiej SGH, zachęcał wszystkich niewidzących i słabowidzących do studiowania. Maria Woyton-Szczepańczyk, mimo operacji wszczepienia endoprotez obu stawów biodrowych, swoimi ,,koniakowskimi" koronkami udowodniła, że wykorzystując hobby, można zarabiać. Krzysztof Wiecha, alpinista, stracił stopy w trakcie
wyprawy na najwyższą górę USA - McKinley, a dzisiaj zarządza Departamentem Multiagencji Ponadregionalnych w polskim oddziale koncernu Generali. Przekonywał, że do kariery potrzebna jest głowa, a nie nogi...
Włączam telewizor. Z ekranu uśmiecha się młoda dziewczyna. Siedzi za biurkiem w nowoczesnej recepcji. Wręcza pracownikom biura klucze do gabinetów i pakiety korespondencji. Jednych lubi, do innych czuje dystans. Przyjacielsko zagaduje szefa. Wdzięczna, uśmiechnięta, zwyczajna recepcjonistka. Cóż z tego, że swoich kolegów rozpoznaje po krokach? Cóż, że nie widzi? Patrząc na nią - ja również nie widzę... Nie widzę, aby jej niepełnosprawność stanowiła przeszkodę w pracy, którą - jak się przez lata wszystkim wydawało - mogą rzetelnie wykonywać tylko osoby widzące.
- Dane zostały zaczerpnięte z prezentacji ,,Rynek pracy a osoby niepełnosprawne - stan obecny", udostępnionej przez Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, w kwietniu 2006 r.
Autor: Magdalena Gajda
Źródło: Dodatek ,,Praca" 1/2006 magazynu ,,Integracja"