Zatrudniona była w dobrze znanej wielu Polakom niemieckiej firmie Thiermann. Dostać się tam nie było trudno. Na stronie internetowej firmy zamieszczona jest ankieta, którą należy wypełnić. Do tego dołączyć CV, na koniec potwierdzenie z urzędu miasta czy gminy (w zależności od miejsca zamieszkania) o tym, że prowadzi się gospodarstwo domowe.
I tak to pani Edyta Rejek pojechała do Niemiec na szparagi. Pierwszy raz w ubiegłym roku, w tym była tam znowu. Mieszka w Górze na Dolnym Śląsku. Najpierw musiała dojechać do pobliskiego Leszna. Tam wsiadła do busa, który ją i innych pracowników zawiózł prosto do firmy. Za transport w roku ubiegłym płaciła 40 euro, teraz 45 euro.
Firma ma dwie siedziby, pod Bremą i pod Berlinem. Pracownicy zakwaterowani są w różnych miejscowościach, w budynkach należących do Thiermanna. Pani Edyta mieszkała w Uchte, bliżej Bremy. To dość spora wieś.
- Co oznacza, że są tam dwa lub trzy markety, a więc na miejscu można kupić wszystko co potrzebne - mówi. - A potrzebne jest przede wszystkim jedzenie, bowiem śniadania i kolacje wszyscy przygotowują sobie sami.
70 euro na dzień
W ubiegłym roku pracę rozpoczęła 12 kwietnia, w tym 9 maja. Za każdym razem wyjechała na miesiąc. Dlatego, że jest zatrudniona w swoim miasteczku i umówiła się z szefem, że nie będzie jej przez cztery tygodnie.
W firmie Thiermann pracownicy dowożeni są na pola i do sortowni. Ona podczas obu wyjazdów była właśnie w sortowni, przy obieraniu szparagów.
- To ciężkie zajęcie - stwierdza. - Choć będzie łatwiej, bowiem do tej pory wszystko robiło się ręcznie. Lecz firma systematycznie kupuje maszyny do obierania szparagów. W tej sortowni, w której ja byłam, jeszcze takiej maszyny nie wstawili, ale podobno za rok już ma być. Wtedy praca polegać będzie na selekcji szparagów pod względem ich wielkości. Pracę zaczynała o godzinie 7 kończyła około 22. W tym godzinna przerwa obiadowa, stołówka była na miejscu. Pracowało się na akord.
- Średnia dniówka to mniej więcej pięćdziesiąt euro, maksymalnie zarobić można było sześćdziesiąt, czasem nawet do siedemdziesięciu - informuje. - Lecz tyle to w ubiegłym roku, kiedy był wysyp szparagów, wtedy także osoby zbierające je na polach zarabiały lepiej. Ten rok był taki sobie, więc w sortowni raczej nikt nie miał tych siedemdziesięciu euro. Zresztą to i tak suma, którą ,,wyciągają" najlepsze obieraczki.
Muszą tam być
Lecz pięćdziesiąt euro to i tak sporo pieniędzy. Tym bardziej, gdy oprócz produktów żywnościowych na śniadania i kolacje, nie ma innych wydatków. Przy czym z zarobionych pieniędzy każdemu pracownikowi codziennie odciągano po pięć euro. Na koszty obiadów oraz zakwaterowania.
- Mieszkałam w pokoju czteroosobowym - opowiada pani Edyta. - Warunki są przyzwoite, zresztą tam i tak w pokoju głównie się śpi po pracy. Przynajmniej tak było ze mną. Do kosztów pobytu trzeba dorzucić jeszcze proszki, bo ubrania trzeba prać regularnie, na szczęście nie ma z tym problemów, pralek jest wystarczająco dużo. Obydwa wyjazdy zalicza do udanych, nic więc dziwnego, że planuje tam jechać także i przyszłym roku.
- Choć za pierwszym i za drugim razem gdy stamtąd wyjeżdżałam, pierwsza myśl była, że już tu nie przyjadę, bo to jednak ciężka praca. Lecz w domu planowałam kolejny wyjazd. I nie ja jedna, to normalne. Pracowałam tam z paniami, które jeżdżą do Thiermanna od wielu lat. Opowiadały, że je te wyjazdy wręcz wciągnęły i nie wyobrażają sobie, by tam w sezonie nie pracować. Czemu nie, to dobry sposób żeby nieźle zarobić - kończy pani Edyta.
Damian Szymczak