Trwa ładowanie...
Praca dla ciebie
Przejdź na

Po pracę i wysokie zarobki do Brukseli!

0
Podziel się:

Jedna trzecia urzędników w Brukseli przejdzie do 2020 r. na emerytury. Do objęcia będą tysiące stanowisk!

Po pracę i wysokie zarobki do Brukseli!

Jedna trzecia urzędników w Brukseli przejdzie do 2020 r. na emerytury. Do objęcia będą tysiące stanowisk. UE broni się przed zarzutem zbyt wysokich uposażeń eurokratów i kusi wysoko wykwalifikowanych fachowców. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron chciałby zaoszczędzić miliardy euro obniżając zarobki brukselskich urzędników. A bawarska partia chadecka CSU korzysta z jeszcze dość ogórkowego, poświątecznego sezonu i domaga się zlikwidowania 15 z 27 stanowisk komisarzy unijnych.

Dla UE czasy nie są łatwe, bo i kryzys strefy euro, i spór o unijny budżet. W tych warunkach obrona przywilejów brukselskich eurokratów i ich uposażeń, nie jest prosta. Krytycy są zdania, że skoro państwa członkowskie muszą zaciskać pasa, to samo powinno dotyczyć Brukseli.

Dziesięć tysięcy wakatów

Bruksela zgrzyta tylko zębami. Jeżeli ma przyciągnąć do pracy wysoko wykwalifikowanych fachowców, musi oferować im atrakcyjne warunki. A fachowcy będą potrzebni. W nadchodzących ośmiu latach na emeryturę przejdzie jedna trzecia brukselskich urzędników i pracowników unijnych instytucji. W Parlamencie Europejskim wręcz połowa pracowników. Sama tylko Komisja Europejska do 2020 roku musi obsadzić na nowo 10 tys. z 35 tys. stanowisk.

W marcu rozpocznie się kolejna rekrutacja kandydatów do pracy w instytucjach europejskich, tzw. konkurs otwarty. W brukselskim żargonie mówi się: ,,concours". W szeregu testów oceniane są umiejętności kandydata. Kto zaliczy testy, kwalifikuje się do kariery brukselskiego urzędnika. Kariera z wieloma zaletami, ostro zresztą krytykowanymi. Bruksela broni się jednak, że są one zgodne z prawem i uzasadnione, jeżeli ma się przyciągnąć do pracy naprawdę dobrych, kompetentnych ludzi.

- Wszędzie panuje konkurencja - mówi David Bearfield, dyrektor Europejskiego Urzędu Doboru Kadr (EPSO). Najwyższy rangą w UE dyrektor personalny sam stawał w 1991 r. do konkursu; z sukcesem. Dziś uważa, że Unia Europejska musi być konkurencyjna. O fachowców i ubiegają się też służby dyplomatyczne i ministerstwa państw członkowskich UE, czy choćby służby ONZ, podkreśla.

Konkurencja ze strony koncernów

UE musi się też mierzyć z międzynarodowymi koncernami. - Najbardziej atrakcyjni pracodawcy prowadzą dziś specjalne programy dla młodych absolwentów wyższych uczelni, granice nie odgrywają dla nich żadnej roli - tłumaczy Bearfield. - Musimy konkurować z takimi właśnie pracodawcami.

Sumy, które gotowa jest wydać na te cele Bruksela, w listopadzie ub.r. stały się przyczyną ostrych starć, kiedy na tle dyskusji wokół unijnego budżetu do 2020 r., niektóre kraje postulowały obniżenie wydatków na unijną administrację. Eurokraci odpowiedzieli strajkiem. Przedtem Parlament Europejski, Komisja Europejska, sekretarze stanu i ministrowie ds. Europy miesiącami targowali się o wysokość budżetu Wspólnoty. Mimo nadzwyczajnego szczytu, rokowania zakończyły się fiaskiem.

Państwa członkowskie zgodne są tylko co do jednego - także administracja UE musi zacisnąć pasa. Na jej funkcjonowanie UE wydaje przeciętnie sześć procent swojego budżetu. W instytucjach unijnych pracuje około 44 tys. urzędników. Oprócz nich tysiące pracowników kontraktowych zatrudnionych dotąd na trzy lata, w najbliższej przyszłości przypuszczalnie na pięć lat. W sumie liczbę pracowników unijnych szacuje się na 55 tys. W 2011 r. na całą administrację wydano 8,2 mld euro z wynoszącego 126,5 mld euro unijnego budżetu. Za dużo, uważają państwa unijne i organizacje pozarządowe

Kandydaci z Niemiec w mniejszości, ale dobrzy

Zainteresowanie dobrze płatną pracą w Brukseli jest duże, zwłaszcza dzisiaj, w czasach kryzysu. W konkursie otwartym w 2012 r. o 216 wolnych miejsc starało się blisko 41 tys. kandydatów. - Rośnie zwłaszcza liczba kandydatów z krajów południowoeuropejskich, zwłaszcza z Włoch, ale też z Grecji, Hiszpanii i Portugalii - mówi David Bearfield.

Z Niemiec zgłosiło się mniej kandydatów, mogli się jednak wykazać lepszymi kwalifikacjami i z reguły nie zostali odsiani. Berliński MSZ zachęca absolwentów niemieckich uczelni, by starali się o pracę w UE, oferuje im nawet pomoc w przygotowaniach do testów.

UE nie koncentruje się przy tym wyłącznie na młodych, zaczynających dopiero karierę zawodową. Do konkursu otwartego mogą też stawać specjaliści z doświadczeniem zawodowym, którzy mogą ubiegać się o stanowisko urzędnika wyższego stopnia. Poszczególne instytucje, poszukujące specjalistów rozpisują też własne konkursy. Dwie trzecie osób przyjętych w ubiegłym roku do pracy w brukselskich urzędach stanowili jednak początkujący. Ich pensja oscyluje koło 4350 euro. Wysocy rangą urzędnicy zarabiają ok. 18 tys. euro.

W grudniu KE zaproponowała podwyższenie uposażeń eurokratów o 1,7 procent, także wstecznie, od połowy minionego roku. Kraje członkowskie protestowały wprawdzie, że wobec kryzysu podwyżki są nie na miejscu. Komisja uznała jednak, że zgodnie ze statutem urzędnika unijnego musiałoby nastąpić w UE ,,znaczne, nagłe pogorszenie sytuacji ekonomicznej i socjalnej", a takiego nie ma.

Eurokraci górą

Spór o uposażenia eurokratów rozpatruje Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Na początku br. oczekiwane jest orzeczenie, ale bez względu na jego brzmienie urzędnicy i tak już dostaną więcej. Z końcem 2012 r. wygasł bowiem 5,5-procentowy podatek solidarnościowy nałożony na dochody eurokratów w 2004 r. KE chce go co prawda podwyższyć do 6 procent, nie zgadzają się na to jednak państwa członkowskie, które krytykują też rokroczne podwyżki, niezależne od panującej sytuacji ekonomicznej. Jakkolwiek. 5,5-procentowy podatek wygasł, decyzja o wprowadzeniu nowego nie zapadła, pensje eurokratów automatycznie zwiększą się więc o te 5,5 procent.

Nie zapadły też żadne decyzje w związku z planami komisarza Marosa Sefcovica, odpowiedzialnego za brukselską administrację. Sefcovic zamierzał zmniejszyć grono eurokratów o pięć procent i przedłużyć ich czas pracy.

Szef personalny David Bearfield nie chce brać udziału w tych sporach. Jak zapewnia, niezależnie od tego, jaka zapadnie decyzja, zaakceptuje ją. Ma w każdym razie nadzieję, że kto ubiega się o pracę w Brukseli, nie robi tego głównie ze względu na zarobki. - Potrzebujemy zmotywowanych ludzi, którzy chcą pracować dla Europy - podkreśla David Bearfield.

Wymagania wobec kandydatów pozostają wyśrubowane. - Mamy wiele do zaoferowania, ale też wiele wymagamy - podkreśla unijny szef personalny. Otwarte konkursy są dziś o wiele ostrzejsze niż przed laty, a od kandydatów wymaga się nie tylko wiedzy, ale też kompetencji. Bo też, jak mówi David Bearfield, UE z reguły zatrudnia ludzi na ich całe życie zawodowe. Kto dorobi się statusu urzędnika, praktycznie nie można mu wypowiedzieć pracy. - Zatrudniając kogoś musimy być więc pewni, że podjęliśmy słuszną decyzję - stwierdza Bearfield.

dpa / Elżbieta Stasik

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)