Przy kursie 1 CHF - 3,40 zł, wychodzi 34 zł lub 102 zł, albo 8 lub 24 euro. Co istotne, są to stawki minimalne, pierwsza dla Polaków, którzy łapią pierwszą okazję, a druga dla tych, którzy korzystają ze wsparcia szwajcarskich związków zawodowych. Szwajcarski rynek pracy jest specyficzny. Wiele do powiedzenia mają związki zawodowe, które najsilniejsze są właśnie w branży budowlanej. To one w ubiegłym roku wymusiły na rządzie w Bernie ponowne wprowadzenie kontyngentów dla pracowników z Europy Środkowej. Nasi rodacy nie dali się jednak przepędzić, coraz ich więcej na szwajcarskich budowach.
Akcja Unii na Löwenstrasse
W październiku głośnym echem w szwajcarskich mediach odbiła się akcja związku zawodowego UNIA, który doprowadził do zablokowania robót prowadzonych na dworcu kolejowym Löwenstrasse w Zurychu. Poszło o trzydziestu Polaków, którzy pracowali dla lokalnej firmy Winterthurer Brandszutz, ale nie jako pracownicy najemni, lecz pod szyldem własnych jednoosobowych firm zarejestrowanych w Polsce (ciekawe, że tylko niektórzy mieli papiery potwierdzające rejestrację firmy o profilu budowlanym, bo większość uczepiła się czegokolwiek; np. jeden z murarzy podpisał kontrakt jako producent pomidorów).
Polscy budowlańcy, rzekomo właściciele firm, pracujący na dworcu w Zurychu, zarabiali 10 franków na godzinę. Tymczasem szwajcarskie minimum obowiązujące w budownictwie wynosi 30 franków. Związek zawodowy UNIA, który broni interesów 27-tysięcznej rzeszy szwajcarskich budowlańców, uznał że Polacy tak naprawdę nie są samodzielnymi podmiotami gospodarczymi, lecz zwykłymi pracownikami najemnymi i doprowadził do zablokowania robót. Szwajcarska Inspekcja Pracy przyznała im rację. Ostatecznie, firma Winterthurer Brandszutz została zmuszona do formalnego zatrudnienia Polaków, zagwarantowania im stawki nie niższej niż 30 CHF/ godz. oraz wypłaty rekompensaty w wysokości 700 tysięcy franków.
Firma Bodenhöfer nie płaci wcale
Polacy którzy pracowali w Zurychu mieli dużo szczęścia. W lipcu 2012 roku podczas kontroli na budowie w Windau, prowadzonej przez firmę budowlaną Bodenhöfer, namierzono grupę polskich budowlańców, którzy pracowali tam już od kilku miesięcy i nie dostali przez ten okres żadnej wypłaty. Cały czas byli zwodzeni kolejnymi terminami. Uzgodniona stawka godzinowa miała wynieść 25,20 CHF/godz.
Według działaczy związku UNIA proceder ujawniony na budowie w Windau potwierdza tylko znaną już regułę. Główny wykonawca wygrywa przetarg tylko dlatego, że oferuje zaniżoną sumę. Potem szuka jako podwykonawców takie firmy jako Bodenhöfer, które po jakimś czasie okazuje się niewypłacalne. W tym konkretnym przypadku skończyło się happy endem, gdyż związkowcom udało się zmusić głównego wykonawcę do wypłaty należnych pensji polskim pracownikom.
8 franków dla Węgrów
Kolejne nadużycie ze strony chciwych, szwajcarskich przedsiębiorców. W tym roku, latem, kontrola związkowców wykazała, że w firmie Schweizer Filber GmbH, która zatrudniła trzech Węgrów do stawiania ścianek działowych, faktyczna stawka godzinowa wyniosła 7,96 franków. A obiecane mieli 20 CHF/godz. To i tak dużo mniej niż wynosi krajowe minimum ustalono dla tego rodzaju robót - 32,29 CHF/godz. Według wyliczeń związkowców szef firmy Thamas Berki zaoszczędził na Węgrach około 50 tysięcy franków. Także w tym przypadku związkowcom udało się wymusić wypłatę według obowiązujących stawek.
Jak nie dać się oszukać
W internecie, także na stronach polskich, można znaleźć dużo ofert pracy dla budowlańców w Szwajcarii. Zwykle są to jednak oferty typu ,,załóż własną firmę", albo oferowana stawka daleko odbiega od szwajcarskich stawek minimalnych. Lepiej poszukać pracy bezpośrednio przez szwajcarskie agencje, które mogą zagwarantować owe minimum. Nie jest to jednak oferta dla wszystkich chętnych. Konieczne będzie wykazanie się odpowiednim wykształceniem lub doświadczeniem zawodowym oraz przynajmniej komunikatywną znajomością języka niemieckiego lub francuskiego (zależnie od kantonu).
Zainteresowanym radzimy skorzystać z oferty szwajcarskiej agencji Bellini Personal AG, która na swoich stronach: www.bellini.ch oraz www.collardi.ch oferuje prawie 2500 stanowisk pracy. Pierwsza strona specjalizuje się w ofertach dla budowlańców, druga proponuje zatrudnienie w przemyśle.
W Polsce warta polecenia jest szczecińska agencja LSJ (www.lsj.pl), która w swojej ofercie posiada aktualnie stanowiska na budowach w Szwajcarii. Wybierać można w następujących profesjach: dekarz, glazurnik, ślusarz, spawacz, elektryk, izloer.
Przeciąganie liny
Nie czarujmy się. Działania szwajcarskich związkowców wcale nie mają na celu dobro polskich budowlańców. Tak naprawdę chodzi im o ochronę miejsc pracy dla swoich, Szwajcarów. Polakom udaje się zdobywać zlecenia tylko dlatego, że miejscowe firmy przebijamy niską ceną. Wynik tej rywalizacji jest trudny do przewidzenia. Nie sądzę, aby Szwajcarzy dali się tak łatwo zapędzić w kozi róg jak np. niemieccy rzemieślnicy z Berlina, którzy już nie mają żadnych zleceń, bo do reszty wygryzła ich polska konkurencja.
W pełni swobodny dostęp do szwajcarskiego rynku pracy nastąpi dopiero od 1 maja 2014 roku. Okazuje się jednak, że obowiązujące obecnie kontyngentowe ograniczenia nie mają znaczenia dla Polaków. Kontyngenty dotyczą bowiem tylko osób, które chcą pracować w Szwajcarii dłużej niż 12 miesięcy. A polski budowlaniec zwykle pracuje przez sezon i wraca do domu, a więc ograniczeń nie czuje.
Na koniec o tym jak radzą sobie niektórzy Polacy na trudnym, szwajcarskim rynku budowlanym, aby ostatecznie wyjść na swoje. Otóż początkowo godzą się na ,,głodową" stawkę 10 CHF/godz., pracują tak przez dwa, trzy miesiące, potem wykonują donos do miejscowego związku zawodowego. A związkowcy, zaprawieni w takich sprawach, wymuszają na pracodawcy znacznie wyższą stawkę, rzędu 30 CHF/godz.
Zbigniew Greźlikowski