_ Marta Piątkowska: Czy dyplom lub certyfikat MBA zdobyty na polskiej uczelni jest tak samo wartościowy na zagranicznych rynkach co u nas? _
Marek Gruszczyński: Tak, pod warunkiem, że mówimy wyłącznie o studiach MBA, które prowadzone są w języku angielskim oraz na uczelniach, które dają dyplomy rozpoznawalne na świecie.
Jeżeli poważnie myślimy o kształceniu się w Polsce i robieniu kariery za granicą, powinniśmy skupić się na programach, które funkcjonują we ścisłej współpracy z zagranicznymi uczelniami. Powód jest prosty. Tego typu studia kończą się z polskim certyfikatem i dyplomem zagranicznej uczelni. Na przykład Szkoła Główna Handlowa prowadzi program Canadian Executive MBA (CEMBA) we współpracy z ESG University of Quebec w Montrealu, a Uniwersytet Warszawski ma Warsaw-Illinois Executive MBA.
W praktyce wygląda to tak, że nasi słuchacze są formalnie zarejestrowani w Montrealu jako tamtejsi studenci, ale studiują w Polsce. Większość profesorów, z którymi mają do czynienia, to Kanadyjczycy, a profesorowie polscy w większości byli na stażach w Kanadzie. Ktoś, kto ukończy w ten sposób przeprowadzony program, otrzymuje dyplom rozpoznawalny na międzynarodowym rynku.
_ Spotkałam się z opinią, że programy, w których udział bierze zagraniczna kadra, są dużo droższe, ale niekoniecznie lepsze. Jakie są największe zalety uczenia się od obcokrajowców? _
- Co prawda w Polsce nie było kompleksowych badań, którymi mógłbym się podeprzeć, ale nasi absolwenci chwalą przede wszystkim zagranicznych profesorów. Wysoka jakość polega w istocie na aktualnej i atrakcyjnie podanej wiedzy, a także na wysokich normach wymagań w stosunku do słuchaczy. Mamy dużo case studies, zajęć w grupach, a także bardzo popularny wyjazd na 10 dni do Chin. Nasi studenci wspólnie z grupą kanadyjską uczą się tamtejszego sposobu prowadzenia biznesu, mają na miejscu zajęcia wykładowe plus wizyty w firmach.
_ Zagraniczne programy są dużo droższe? _
- Ceny w Polsce na różnych uczelniach są podobne - program CEMBA kosztuje ok. 60 tys. zł, ale można też znaleźć i takie, które kosztują więcej niż 100 tys. zł. Programy MBA prowadzone po polsku są znacznie tańsze. Nasz program MBA-SGH w języku polskim kosztuje ok. 25 tys. zł. Z moich obserwacji wynika, że decydują się na niego głównie osoby, które nie znają w wystarczającym stopniu języka angielskiego oraz takie, które stawiają na karierę w Polsce.
_ Menedżer z MBA, który nie zna angielskiego? Przecież znajomość tego języka to jeden z podstawowych wymogów rynku pracy, a już na pewno na wysokim szczeblu zarządzania. _
- Praktyka pokazuje, że są firmy, gdzie nie ma takiego kryterium - to firmy działające głównie na polskim rynku.
_ Które z polskich uczelni słyną na świecie z najlepszych programów? _
- Zależy, jak na to spojrzymy. Jeżeli Polak pojedzie np. do Czech z dyplomem UW czy SGH, to pewnie go docenią. Ale w Stanach Zjednoczonych musiałby na nowo uzasadniać swoją wartość, bo nasze uczelnie nie pojawiają się w tamtejszych rankingach. Ważne są także akredytacje, których posiadanie pozwala pojawić się np. w rankingu Financial Times (EQUIS, AMBA, AACSB). Takie akredytacje w Polsce ma Akademia Leona Koźmińskiego. Trudno teraz powiedzieć, czy polskie uczelnie państwowe o te akredytacje będą zabiegały, bowiem z reguły nie są utworzone jako szkoły biznesu.
_ W Polsce MBA najpierw było modne, potem o nim przycichło, a jak to wygląda na świecie? Jego popularność rośnie czy spada? _
- Na początku transformacji, jeżeli ktoś w Polsce miał tytuł MBA, to od razu był mocnym kandydatem na dyrektora firmy, ale wtedy takich osób brakowało. Dzisiaj absolwenci studiów MBA muszą się już mocniej przebijać, bo ich kompetencje stają się coraz mniej unikalne.
W Ameryce dyplom MBA to jeden z ważnych standardów wykształcenia wyższego. Traktują go podobnie jak my magistra. W Europie nadal MBA ma renomę, ale nie w każdym przypadku ten dyplom jest niezbędny. Powtórzę raz jeszcze, jeżeli planujemy międzynarodową karierę, róbmy MBA w języku angielskim. I najlepiej w Polsce, bo jest taniej, a efekt ten sam.
_ Skoro taniej, to może zagraniczne korporacje powinny przysyłać do nas swoich pracowników? _
- Miałyby z tym problem. W Polsce studia odbywają się głównie w weekendy lub przez jeden tydzień w miesiącu. Odrywanie menedżerów od pracy lub wsadzanie ich co tydzień do samolotu byłoby kłopotliwe i w skali całego programu zbyt kosztowne.
W zasadzie zauważyłem odwrotną tendencję, korporacje wysyłają Polaków za granicę, chociaż jest to kilkukrotnie droższe.
_ Dlaczego? Nie wierzą w krajowy poziom? _
- Czasami to kwestia zasad danej firmy. Znam przykład giganta na rynku AGD i RTV, który kształcił swoich ludzi wyłącznie w Holandii, bo tak zadecydowali i koniec.
Zresztą w Polsce zagranicznych programów jest kilka, rocznie może je ukończyć po kilkadziesiąt osób. Są też dodatkowe bariery. Przykładowo nasza współpraca w CEMBA z Kanadyjczykami zakłada, że możemy kształcić jedynie osoby pracujące w Polsce. Taki jest ich wymóg, wychodzą z założenia, że najlepiej zdobywać wiedzę na rynku, w którym się funkcjonuje.
_ Czy poziom oferowanych programów, głównie tych polskich, jest w miarę wyrównany? _
- Nowa ustawa o szkolnictwie wyższym, która weszła w życie od października 2011 r., daje uczelniom prawo do wydawania własnych dyplomów. Do tej pory mogły to być jedynie certyfikaty lub dyplomy ukończenia studiów podyplomowych. Przewiduję, że większość uczelni będzie chciała z tej możliwości skorzystać, dlatego tak bardzo przydadzą się rankingi, które pokażą wprost jakość oferowanego kształcenia. Jeśli ktoś wybierze program gorszy i tańszy, to w sumie tylko na tym straci. Pracodawcy doskonale wiedzą, że polskie programy bardzo się od siebie różnią. Wybierając program MBA, warto skorzystać z wiedzy absolwentów, na przykład w serwisach społecznościowych. Warto też sprawdzić, który program MBA spełnia standardy jakości, jakie propaguje na przykład European Foundation for Management Development (www.efmd.org) lub Stowarzyszenie Edukacji Menedżerskiej (semforum.org.pl).